poniedziałek, 28 października 2013

Robocop jednak lepiej się kontrolował!

Dawno, naprawdę dawno nie wróciłam aż tak wyprana po fizjoterapii jak dziś. Od paru miesięcy coraz gorzej oddycham i coraz więcej mnie każdy wdech kosztuje. Coraz więcej czasu poświęcamy oddychaniu na fizjoterapii. Gdyby mi ktoś powiedział, ile mięśni bierze udział w oddychaniu, nie uwierzyłabym. W zasadzie wszystkie mięśnie od podstawy czaszki aż do pachwiny. Uruchamianie ich i zmuszanie do czegokolwiek za każdym razem graniczy z cudem i autentycznie, dosłownie NIE MAM SIŁY ODDYCHAĆ i często dlatego odpuszczamy. Unoszenie klatki piersiowej, żeber to heroizm. Wszystkie żebra po prawej stronie bolą bardziej niż normalnie - to dokładnie to miejsce, o którym całe życie słyszałam, że niemożliwe, żeby bolało, bo na płucach nie ma receptorów bólu, a z prawej strony ucisków na płuco nie ma. Czy ktoś to powiedział bólowi? Chyba nie, bo się nie wyniósł. To jest ten rodzaj bólu, który powoduje mdłości. Do czego to porównać? Zdarzało mi się mieć kolkę nerkową i żółciową jednocześnie - nie miałam wtedy mdłości. Na co dzień, każdego dnia, w każdej minucie, czuję gorszy ból niż obie kolki razem i nie mam mdłości. Ból pod żebrami z prawej strony podczas oddychania powoduje mdłości, a żeby się pojawił, wystarczy tylko kilka wdechów. I to nie takich jak przy osłuchiwaniu u internisty.

Po fizjoterapii, na której wyłącznie ODDYCHAŁAM, czuję się, jakby po mnie walec przejechał. Żadne ćwiczenia tak nie męczą. Parę oddechów - i pot się leje tak, że Fizjo musi mnie ciągle wycierać, a puls wylatuje w kosmos. Nawet po ćwiczeniach stabilizacyjnych puls tak nie skacze. Siedzę wtedy oparta ze wszystkich stron i nie mam siły przejść pięciu kroków do szatni.

Nie wiem, czy i jak oddychałabym dziś, gdyby nie rok fizjoterapii poświęconej przygotowaniom do operacji i oddychaniu po równo. Ostatnio to drugie zabiera więcej czasu.

Nad kolanami panuję coraz mniej. Bez klatek dziś już bym nie chodziła. Klatki blokują wycieczki kolan w tył i na boki, ale niestety nie blokują kolan od przodu. Efekt taki, że bez przerwy lecę na twarz. Kolana się zwyczajnie uginają i nic ich nie hamuje. A przecież partie mięśni za to odpowiedzialne ćwiczę od roku. Dziś robiłam to co w Busku - stawałam przy poręczy na ugiętych kolanach. Ze wszystkich ćwiczeń to jest najtrudniejsze - bez trzymania tego nie zrobię, a oprzeć się na rękach nie jestem w stanie, mimo że ugięcie jest płytkie i krótkie.

Mięśnie nie reagują na żadne terapie, ale jak byłoby bez fizjoterapii?

Przestawiłam blokadę w ortezach z 10 na 20 stopni, a dla prawego kolana to nadal okazało się zbyt mało. Nadal się zapadało, przeprostowywało, było niestabilne. W prawym jest teraz 30% i testuję.

Jestem obłożona ortezami jak Robocop, a ciało nadal robi, co chce, i nie mam nad tym kontroli. Lecę na twarz, lewa stopa się podwija i lecę na lewy łokieć. Z prawej strony zapieram się kulą, ale i tak umiem polecieć na nią. Na schodach lecę na plecy. W autobusie i samochodzie głowa zatrzymuje się dopiero na plecach. Wystarczy, że podniosę wzrok i każda część ciała leci w inną stronę, łącznie z akomodacją oka. Wszystko, co wymaga choćby minimalnej koordynacji ruchów, pozostaje w sferze marzeń. Nawet super sprawne stawy, mięśnie i ścięgna niczego by nie zmieniły, jeśli nie byłabym w stanie ich kontrolować. Robocop jednak lepiej się kontrolował!

***
Nareszcie doczekałam się neoprenowych skarpetek. Zamawiałam je kilka razy, po czym sprzedawcy (nawet producent!) odmawiali wysłania. Znalazłam wreszcie porządnego użytkownika na eBayu i skarpety mam! Są nie do zastąpienia, zwykłe skarpetki się ślizgają, w klapkach się przewracam, w adidasach na salę się nie wchodzi. Ulga niesamowita i bezpieczniej. NFZ oczywiście się nie poczuwa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.