czwartek, 13 kwietnia 2017

#życie codzienne

Dziś wstałam godzinę wcześniej. Nie była to niczyja wina, po prostu tak się obudziłam i nie mogłam zasnąć. To spowodowało potem atak snu. W jego trakcie zaczęła się hipotermia, która jeszcze trochę trwa do teraz, ale już jest lżejsza. Atak snu spowodował też migrenę, która też trwa. Migrena z aurą i wymiotami - nie chce puścić mimo leków, ale na razie nie przechodzi w neuralgię, więc ujdzie. Przez to wszystko mam zmarnowany dzień. Dobrze, że chociaż rano zdążyłam jednak dotrzeć na chemię (yupi! mam ją za sobą, choć o tydzień za późno), a potem nałożyłam 2 kolory na Afremova. Nadal jeszcze końca nie widać. ;)

***
Opiekunka sprawiła mi dziś niespodziankę. Poprosiła innego podopiecznego, żeby zostawił dla mnie puszki po piwie i mam ich kilkanaście! Rozbroiła mnie tym. Tym, że pamiętała. Teraz mam zapas i mogę robić embelishments do kartek i do smasha. ;) Jeden wpis już zrobiłam, wygląda tak.

***
Poza tym... czy już pisałam, że nienawidzę Linuxa? Już trzeci raz nie udało się wydrukować crazy cats do kartki na urodziny dla przyjaciółki, bo na pendrivie plik wygląda dobrze, a w punkcie xero albo jest pusty, albo ma podmienioną zawartość na inną, Ręce opadają. Nawet Wiondows nie robi takiego cyrku.

Poza tym ponieważ lekarze na różnych komisjach wymagają ode mnie ciągle demonstrowania moich przeprostów, postanowiłam wydrukować zdjęcia i je im pokazywać. Demonstracje nie tylko powodują ból, ale i niszczą stawy, zwłaszcza że już zesztywniałam i teraz każdy przeprost to dyslokacja. I co? Linux ponakładał zdjęcia na siebie, pan w xero wydrukował mi sieczkę. :/

***
A teraz zmykam do łóżka, bo mam dreszcze. Hipotermia nasila objawy grypowe. :(


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.