piątek, 15 września 2017

OCD i stimy

Przez tydzień ostatnio nie miałam Internetu, UPC uchylało się od naprawienia awarii, wypierali się w ogóle awarii i łatwo nie było. Ale naprawili w końcu i mogę wrzucić zaległą notkę. ;)

***

OCD i stimy idą w parze w ZA. Często trudno je rozróżnić - ja tego nie robię, bo nie umiem, nie wiem, co jest częścią czego, ale wszystko wynika z ZA, więc co to za różnica. O ile OCD jest nieźele poznane, to stimowanie zupełnie nie. Niektórzy uważają, że to ruchy samostymulujące - ale to bzdura, przecież w ZA jest się notorycznie przebodźcowanym, więc unika się stymulowania, a nie jeszcze sobie dokłada. Niektórzy uważają, że stimy pełnią rolę uspokajającą - też nieprawda, bo jest masa stimów, które mnie samą doprowadzają do szału, więc się ich z premedytację pozbyłam (będzie o tym później). Nie znalazłam nic sensownego na temat stimów, ich celu i sensu.

Niektórzy mówią, że nie da się oduczyć stimów, a jeśli już, to tylko przez zamianę na inne. To nieprawda. Jeszcze jako dziecko oduczyłam się świadomie i całkowicie kilku stimów, np. machania rękami przed twarzą. To było nie do wytrzymania i zupełnie mnie dobijało, więc przestałam. Oduczyłam się także trzęsienia kolanami bądź jednym kolanem, co lekarze uważali za nerwicę natręctw. W czasie studiów oduczyłam się też wyrywania włosów z baczków - to było najtrudniejsze, bo stres to bardzo nasilał, a ja miałam stres codziennie w pracy na etat. Jednak udało się i jestem z tego dumna.

Zostało mi kilka stimów, z którymi sobie nie poradziłam; poniżej te najczęstsze:
- zabawa splintami, kiedy mam je włożone
- skubanie wyrastających z brody włosków
- liczenie wszystkiego (mimo dyskalkulii)
- wpatrywanie się we włókno wolframowe albo w poruszające się kable za oknem jadącego pociągu
- wysuwanie języka (szczególnie jak robię coś trudnego)

Nie wszystkie pamiętam, nie wszystkich jestem świadoma. Najbardziej mnie cieszy, że zlikwidowałam echolalię i nie powtarzam niczego po innych, bo to jest wyjątkowo wkurzające. Jeśli czuję przymus powtarzania, to robię to w myślach, nigdy na głos. Powtarzałam czasami całe zdania, częściej ostatnią sylabę. Kiedy mnie to ktoś robi, to boję się odezwać, więc wiadomo było, że tego stimu muszę się pozbyć.

Najciekawsze jest to, że i NT mają swoje stimy. Tyle że inni NT nie każą im się ich pozbyć i w ogóle ich nie zauważają. Uważają, że tylko stimy u autystów są złe i dziwne, ale u NT są już normalne.

Stimy, które wymieniłam, najczęściej rozładowują stres, zmniejszają go, jak gniotki czy spinner. Ale jednak nie uspokajają. Wysuwanie języka irytuje, do szału doprowadza, bo nie mogę znieść, że wyglądam jak debil, więc nie ma tu mowy o uspokajaniu. Ale dlaczego przebodźcowany mózg akurat tak reaguje - nie mam pojęcia. Moim zdaniem, powinien unikać bodźców, a nie je dodawać. Powinien rozładowywać stres, zamiast wymyślać bezsensowne stimy. Jeśli traficie na jakiś artykuł na ten temat, proszę o wiadomość w komentarzu, bardzo mnie ciekawi ten temat.

A Wy jakie macie stimy?
I jak na nie reagujecie?





Edit 9.10: Wczoraj czytałam książkę o autyzmie i tam wyraźnie rozdzielili OCD i stimy jako zupełnie oddzielne rzeczy. OCD definiowali jako działania autodestrukcyjne, natomiast stimy - jako coś, co uspokaja i przynosi ulgę. W świetle tych definicji nie wiem, czym są moje stimy. Bo właściwie nie wiem, jaką mają rolę. Nie są destrukcyjne, ale też nie przynoszą ulgi i nie uspokajają. Po prostu muszę je wykonywać, czuję taką kompulsję, jak w uzależnieniu.

Ta książka to "Niezwyczajni ludzie. Nowe spojrzenie na autyzm".


czwartek, 7 września 2017

Update

Nie mam dobrych wieści. Niestety nie poprawia mi się. Zapalenie nerek to nie jest coś, co można wyleczyć w 2 tygodnie, to się ciągnie miesiącami. Osłabienie, nasilona hipotonia wygnały mnie do łóżka. Jestem teraz pacjentem leżącym, jak na szóstkę przystało, tylko jakoś mnie to nie cieszy. Nie mam siły nic robić, choćby i dla przyjemności. Dobrze, że mam chociaż siłę czytać, więc książki połykam (i to papierowe z biblioteki).

Pogoda się zepsuła, u nas grzać zaczęli dopiero dziś, co skutkowało tym, że kilka dni temu w nocy wybudziła mnie silna hipotermia. Aż dziwne, że nie obudziła mnie wcześniej. Nie mogłam iść spać, musiałam czuwać i pilnować, żeby np. nie dopuścić do szczękościsku, bo szczękanie zębami i szczękościsk niszczą mi zęby jeszcze bardziej, po prostu je kruszą, łamią. Dyslokują też szczękę. Drgawki przy hipotermii są tak silne, że dyslokują, co popadnie.

2 noce temu, po 2-tygodniowej przerwie, wzięłam znowu nemdatine i aribit, co skończyło się wyjątkowo silnym atakiem zespołu niespokojnego ciała. Ciała, bo u mnie to dotyczy całego ciała, nie jedynie nóg. Najgorzej wtedy właśnie jest z klatką piersiową i mięśniami oddechowymi. Bo wymuszone ruszanie nogami to jeszcze pikuś, ale jak niby mam ruszać mięśniami klatki piersiowej?! Próbowałam głęboko oddychać, to wpadłam w hiperwentylację. Spróbowałam więc okładać mięśnie pięściami - dostałam kolki żółciowej, bo przypadkiem walnęłam w wątrobę. :( Przy ataku ZNN najbardziej cierpią mięśnie oddechowe, nie mogę wtedy oddychać, duszę się. Jak widzicie, w 6a nawet takie bzdety mają niebezpieczny przebieg i nie da się ich ignorować. :(

Kolka żółciowa ciągnie się za mną od tamtej pory. Wczoraj miałam ją prawie przez cały dzień, z krótkimi przerwami, ale te przerwy zdecydowały o tym, że nie wzywałam pogotowia. Niezbyt to bezpieczne, bo ja może i wytrzymam ból, ale organizm nie wytrzyma ostrej trzustki. A ból od kolki przewodowej jest znacznie gorszy niż od kolki nerkowej. W nocy miałam obie kolki naraz i aż mi się śmiać chciało, jakie to absurdalne.