Tu miał być post o bólu. O wszystkich rodzajach bólu doświadczanych jednocześnie. O codziennej agonii 7-8/10 i marzeniu, żeby co jakiś czas było chociaż 6/10.
Nie będzie.
Bo boli.
Bo 100% energii idzie na powstrzymywanie się przed samobójstwem (tak, większość tych, którzy to zrobili, mówili o tym wcześniej, ale nie chcieliście słyszeć).
Bo tak będzie do 27.06 i wizyty u anestezjolog. Jeśli ona nic nie wymyśli, to nie będę się siłą powstrzymywać, i nie chcę słyszeć, że mam tego nie robić, że warto żyć, że mam być silna, że ble ble ble i tym podobnych steków bzdur. Nawet święty papież nie przedłużał swojej agonii, więc dlaczego miałabym być świętsza od niego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.