Nareszcie czuję, że są wakacje. Właśnie takie rzeczy powinno się w wakacje robić - zwiedzać i oglądać! Wybrałyśmy się z Marylą do Centrum Nauki Kopernik prosto spod apteki - Bunondol my love. Ale nie zadziałał...
No dobra, najpierw wskazówki, bez których wybranie się do CNK zamieni się szybko w horror bólu.
- dojazd wyłącznie samochodem (102 już nie ma pętli w centrum)
- na drogach brak drogowskazów, trzeba wiedzieć, że należy skręcić w boczną, niedużą, w połowie zagrodzoną uliczkę w prawo, jeśli chce się jechać w lewo (przed samym tunelem na Wisłostradzie), inaczej będzie się jeździć w kółko, a na Wisłostradzie oznacza to kilkanaście km co najmniej
- bez ufika na szybie będzie trudno zaparkować
- trzeba mieć monety na parkometr (wbrew temu, co piszą, kart nie przyjmuje) i kogoś, kto zechce tam nas zawieźć, bo parkometr jest tak daleko od auta, że albo się przejdzie w jedną, albo w drugą stronę
- w samym CNK kilometrowa kolejka (nie dlatego, że tylu chętnych, tylko dlatego, że ta kolejka STOI , bo kasy nie chcą sprzedawać biletów; nie ma oznakowań, że ON mogą wejść wyjściem i przejść bez kolejki od razu do kasy nr 5. Tego się dowiadujemy, jak odstoimy kolejkę (a właściwie odstoi ktoś, kto z nami jest, bo my idziemy na pufy - brak oparcia i podłokietników)
- zwiedzania jest na 2-4h, ale poza eksponatami, które wymagają pozycji siedzącej NIE MA GDZIE USIĄŚĆ, nie ma ani jednej ławki!!
- jest wiele eksponatów niedostępnych, do których trzeba by się schylać, kucać lub wejść po schodach bez poręczy (sama natura eksponatu nie wymaga wcale, żeby były ustawione tak nisko, nie wiem, kto to wymyślił)
- nie można wypożyczyć wózka (czy tylko w brytyjskich muzeach można?)
Z minusów chyba tyle. Są duże windy, przystosowane łazienki, oddzielne bramki, żeby nie musieć się z kulą klinować w wąskich, zniżki dla ON oraz ich opiekunów (niestety zniżki nie są dla niepełnosprawnych, tylko dla ludzi z orzeczeniem). Jest przestrzeń, więc mimo tłumu ludzi raczej nikt się o siebie nie obija.
A eksponaty...! Ha! Najlepiej się zapamiętuje, jak się samemu dotknie, zrobi, spróbuje. Albo ZOBACZY (opcja dla Aspergerów :)). Większość doświadczeń obejmuje niestety nauki ścisłe, ale jest też świetny kącik humanistyczny - mechaniczny poeta, który pisze wiersze i czyta je potem mechanicznym głosem; orkiestra grająca "Odę do radości" tylko na tych instrumentach, które się wybierze; laserowa harfa; filmy, do których można podkładać muzykę i sprawdzać, jak ona steruje naszymi emocjami...
Myśliciel
Jest i kącik medyczny, gdzie można posłuchać bicia własnego serca, samodzielnie zrobić miażdżycę, przyjrzeć się, jak kościotrup pedałuje na rowerze, uratować misia. :)
A ten kącik cieszył się chyba największym powodzeniem, ciągle ktoś siadał na wózek i próbował pokonać studzienkę. Zwyczajną niziutką studzienkę, taką na 2-3cm wysokości, czyli dokładnie tyle, ile mają wysokości standardowe NOWE podjazdy w Warszawie. Każdemu, absolutnie każdemu, zabierało to kilka minut ciężkiego wysiłku i potu. A każda z tych osób była sprawna.
A to podjazd przed samym CNK. Nie dość, że ma 3cm wysokości (jak powyższa studzienka), to jeszcze ma rynsztok i kołki przed zjazdem. Taki podjazd jest śmiertelnie niebezpieczny, na takim podjeździe zabił się chłopak (koła się odbiły, wózek się przewrócił do tyłu, chłopak uderzył podstawą czaszki o bruk, zmarł na miejscu). Na takim podjeździe każde potknięcie się o kołki oznacza upadek... pod koła samochodów (a w metrze - pod koła pociągu). Ciężko na tym stanąć, ciężko postawić kulę. Przekroczyć ani obejść się tego nie da, trzeba by przechodzić w miejscach niedozwolonych - a jak wsiąść do metra? Od lat nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto te podjazdy zaprojektował, jeszcze nie siedzi (jeśli nie w więzieniu, to przynajmniej na wózku).
I nie, te kołki nie są dla niewidomych. Oni nie potrzebują żadnych kołków. Potrzebują wyczuwalnej zmiany podłoża. A to oznacza, że można położyć bezpieczną, dobrze wyczuwalną gumę, dokładnie taką jak ta 2m dalej od felernego przejścia. Taką gumę z łatwością wyczuwam nawet ja przez podeszwy i wkładki ortopedyczne.
I jeszcze kilka zdjęć. :)
tworzenie fraktali
mechaniczny poeta
widok z góry na wahadło Faucaulta
Układ Słoneczny - instalacja
rzeźba kinetyczna Leonarda
taki tam... truposz (daktyloskopia)
Historia kołem się toczy
kalejdoskop
"kanał" orkiestry
Zamierzamy tam wrócić - nie zdążyłyśmy się wybrać do planetarium, bo nam CNK zamknęli o 17:30, mimo że czynne jest zawsze do 20. Ale tym razem, mam nadzieję, buprenorfina już będzie działać.
W Gdyni jest stanowisko z dwoma wozkami zakontowanymi stacjonarnie. Dwie osoby ścigają się określoną ilość metrów a wyprodukowana w ten sposób energię w dokładnej ilości maszyna mierzy i przelicza na ilość kropel jakiegoś napoju ala energetycznego :-) miałam pp tym zakwasy chyba przez tydzień i to było najbardziej pouczajace z całego eksperymentu
OdpowiedzUsuńJej, a gdzie to jest? W jakimś muzeum? Wieki nie byłam w Gdyni, nawet nie wiedziałam, że coś takiego tam jest!
UsuńJak to miło, że nie miewam zakwasów. :D
Aaaa napisałam Ci cala opowieść w komentarzu a po zalogowaniu do google wymaganego do dodania komentarza jego treść zniknęła :-( dopisze w domu na kompie a nie na telefonie...
OdpowiedzUsuń