Dziś będzie o smashbooku, który wciągnął mnie jeszcze bardziej niż scrapowanie. Wykorzystuję do niego właściwie wszystko, co mam. Chwilami smashbook przypomina art journal, bo polubiłam mixed media i uczę się ich używać - na razie do tła. Wklejam głównie zdjęcia - stareńkie, bo nowych nie mam.
Dostępnych jest kilka rodzajów smashbooka. Można zrobić smashbook na bazie z beermaty - ale to wymaga dużej kasy, bo białe strony trzeba wyklejać papierem scrapowym. Można zrobić smasha z segregatora, ale z nich szybko wypadają kartki, bo segregator nie ma spirali do trzymania kartek, tylko 2 czy 4 dziurki, które nie są w stanie utrzymać obciążonych mediami kart. Są smashe ze specjalnych segregatorów, które uzupełnia się kartami Project Life, ale nie da się w nich stosować mixed mediów, a poza tym kieszonki na karty są malutkie i narzucone. W moim przypadku nie ma innego wyjścia, tylko firmowy smash, jaki zobaczycie poniżej - wbrew pozorom wychodzi najtaniej, nie jest biały, więc tła można wykorzystać, a do tego nieźle przyjmuje media. Jest problem ze zdjęciami - trudno znaleźć lab, który wywoła tak małe formaty, więc korzystam z większych. Spirala w tym smashu dobrze trzyma karty, ale od początku trzeba je przewracać w specjalny sposób, nie byle jak, inaczej się wyginają przy spirali i niszczą. Idealny spash dla mnie to taki jak poniżej, ale o większym formacie i spirali o większej średnicy. No ale cóż, jak się nie ma, co się lubi... Poniżej kilka kart.
Tła, które mi się nie podobają, zaklejam przeważnie kartkami z tekstem, starymi receptami, drukami itd. Na to kładę cienką warstwę gessa. Potem już można puścić wodze fantazji - tu (po lewej) akurat przetarłam farbkę akrylową przez maskę. Po prawej nie zasłaniałam tła, zostało oryginalne. To strona pamięci Zorki i Sary. Pocztówkę z pięknym psim wierszem dostałam od Maryli.
Jedna z ostatnich kart. Tu również zostawiłam oryginalne tła. Po lewej pokolorowana żelopisami pocztówka. Po prawej front scrapowej kartki z psem i pomalowana żelopisami mandala. Nie widać dobrze, ale taśma washi ma nadrukowany tekst i nuty. Ptaszki zrobiłam maską. Okazało się, że nie mam czarnej farbki, więc wypełniłam je czarnym foliopisem.
Po lewej: Pieski na kartce od Oli mają na łebkach takie same czapki jak ja i Ola przymierzałyśmy w Manchesterze (Ola kapelutek, ja czepkę w paski - nawet paski się zgadzają!). Serduszka zrobione maską (pasta strukturalna wymieszana z farbką akrylową, zabrakło mi gessa!). Napis LOVE wycięty z dżinsu (można kupić w Papelii).
Po prawej: duuużo taśmy washi, bardzo ją lubię i zbieram różne rodzaje. Na fotkach Bilal, Behemot i Myszkin. W dolnym rogu - pomalowany stempel.
Zanim nadeszła demencja, nałogowo chodziłam do kina na pokazy prasowe i pisałam recenzje dla Filmastera.
Moja miłość do labów. Niestety żaden z powyższych nie jest mój.
Ostatnie święta z moimi dziadkami prawie 10 lat temu... Byli cudowni i te zdjęcia świetnie to oddają. <3
Oryginalne tło było zielono-niebieskie, przebija jeszcze. Niestety zabrakło mi gessa i musiałam użyć pasty strukturalnej, która nie przyjmuje mediów zbyt dobrze. Kółeczka przetarte przez maskę. Na to trochę farbek akrylowych, mgiełek, sypkiego brokatu, scrapów z Alledrogo i dodatków z Lidla (dostałam je od mojej terapeutki, tak trafiła :)).
Prosta stronka rehabilitacyjne. ;) Koszulkę wymyślili i wykonali przyjaciele. Przedstawia zebrę i wierszyk: Raz, dwa, trzy! Dzisiaj ja, jutro ty!
Zdjęcia sprzed jakichś 7-8 lat. Kuźnica. Wykorzystałam papier scrapowy, dodatki do smasha i tekturki.
Prosta stronka. Bilety do kina wklejone za pomocą taśmy washi.
To dzisiejsza praca. Lista ulubionych książeczek dziecinnych ma na razie 32 pozycje, będę uzupełniać z czasem. Do zdobień wykorzystałam washi tapes i wszelkie tasiemki i koronki wyciągnięte z szafy u rodziców. Rysuneczki wycięte z gazety. Okazuje się, że mam masę niebieskich tasiemek, a nie mam innych kolorów. Muszę uzupełnić koniecznie. ;)
Wykorzystałam bardzo ładne tło. Na wierzchu zdjęcie Oli w jej pierwszym autku. Smash czasami współpracuje tłem, dlatego lubię właśnie takie.
Pamiątka po cudownym koncercie Zofii Kilanowicz. W kieszonce wydrukowany długi opis koncertu (tak, kiedyś recenzowałam też koncerty, ale opisy się nie zachowały). Serduszko zrobione na szydełku.
Tu znowu tło zaklejone notatkami i receptami (smash uczy nie wyrzucać ;)). A na zdjęciach wieś Potoki, wioska zachowana sprzed ponad 100 lat 10 minut spaceru od stacji metra. Polecam bardzo, choć widziałam na zdjęciach, że już się tam sporo zmieniło. Kiedy tam byłam, z okien pobliskiego bloku widać było pole kapusty. Jeden domek już się niestety rozleciał (ten, do którego wchodzę na zdjęciach). Drugi jest zamieszkały i ponoć remontowany.
Zdjęcia zrobione kamerką otworkową bez obiektywu ozdobiłam scrapami i naklejkami od Oli.
Po lewej: zdjęcie z biblioteki w Manchesterze i zaświadczenie lekarskie o przewożonych lekach.
Po prawej: strona poświęcona mojej korespondentce z Japonii.
Po lewej: zdjęcie z dzieciństwa (miałam włosy do pasa), nieaktualny dowód i karta z księgarni.
Po prawej: w miarę aktualne zdjęcia (bo sprzed paru lat). Wystarczyła tasiemka i 3 kryształki. ;)
Górne zdjęcie z dzieciństwa, dolne sprzed paru lat (z CNK). Tło zakleiłam kolumnami tekstu z encyklopedii Webstera i pociągnęłam gessem. Kwiatuszki papierowe.
Oryginalne tło wykorzystane. Kwiatki przetarte gessem przez maskę. Do tego trochę mgiełki. Na tak przygotowane tło można naklejać zdjęcia.
Tu porażka. Zabrakło gessa, więc użyłam pasty strukturalnej. Nie polecam, w ogóle nie przyjmuje mediów. Widać maziaje, za szybko zasycha, nie da się poprawić, rozmazać, a to gelatos! Jeśli coś nie przyjmuje dobrze gelatos, to naprawdę musi to być straszny szajs. Na paście nie blendują się w ogóle kolory, widać maziaje, nie widać za to faktury serwetki.
Ceglane tło odbite stemplem.
Uwieczniona jedna z najfajniejszych chwil w moim życiu - praca nad jedną z książek mojego życia "Życie sekretne" Pascala Quignarda. Quignard ją napisał, KR przetłumaczył, ja robiłam redakcję, a J. ją wydał.
Po prawej na dole - zdjęcie, które zrobiłam dawno temu, jak miałam wenę do fotografii. ;)