"Mama zgodziła się, żeby bachor, jeśli przyjdzie na świat, mieszkał razem z nią u niej w pokoju, ale nie wiem, jak będzie dalej. Jak bachor zacznie się drzeć, to przypuszczam, że będzie chciała zmienić wtedy zdanie. (...) Wyszły problemy, ta odpowiedzialność, panie, ojcowska i tak dalej".
"Zosia ogląda jakiś podręcznik dla młodych matek. Same zdjęcia jakieś, paskudztwa, same dupska powypinane, obsrane ze wszystkich stron. W każdym razie nie dla mnie. Ja się z góry zastrzegam: ja dziecka przewijać nie będę. Ja się w ogóle na to świństwo patrzeć nie chcę. Wąchać gówna nie będę. Ja bym się zaraz zrzygał".
"Zastrzegam się. Uwaga, pani Krystyno! Powiedziałem przed chwilą, że nie ma pod słońcem rzeczy ohydniejszej niż niemowlę w wieku do mniej więcej jednego roku".
"Nie wiem zresztą, czy pisałem, trochę się tego wstydzę, ale jestem już dość stary, a mam to od dzieciństwa, można pozbyć się wstydu: moje życie zdominowane jest przez nerwicową sraczkę, i tyle. Stąd niechęć do podróży, a już obojętnem pozostaje, czy podróż dotyczy wywózki na Syberię, czy wycieczki jachtem dookoła świata. (...) WSZYSTKO, co odrywa mnie od BAZY (jaką jest dom lub oddane do własnej dyspozycji mieszkanie), naraża mnie na swoiście uwarunkowane napięcie nerwowe (...), że mogę być w ciągu godziny około 60 razy, czyli nawet mogę nie wychodzić, w przybytku. Po dwóch godzinach nie mam już w wiadomym miejscu naskórka, po dobie nie mam już skóry, nie mogę stać, siedzieć, chodzić, nic nie mogę – wyję z bólu. (...)
W ogóle wszystkiego w życiu stara się unikać".
"Beksiński od wczesnej młodości cierpi na nerwicę natręctw: „Teraz już przyzwyczaiłem się żyć z tym kretyńskim balastem wątpliwości i myśli natrętnych, »koniecznych« ruchów i zachowań o znaczeniu magicznym. Myśli niewinnie natrętnych, np. należałoby na strychu założyć dodatkowy głośnik. (...) Poza tym myśli obrzydliwie natrętne (...), że ktoś pcha mi do ust pełne łyżki pająków, myśli koszmarnie natrętne, że w pokoju ktoś jest, lecz stoi zawsze z tyłu za mną tak, że go nie widzę, i obraca się tak błyskawicznie, że mam go zawsze za plecami, a w lustrze chowa się dokładnie zawsze za moim konturem, myśli magicznie natrętne, że nie mogę wyłączyć magnetofonu w tym momencie, lecz w następnym, aż rolki ustawią się pod pewnym kątem, że pewne rzeczy można zrobić tylko w określonej kolejności i określonym porządku, myśli empiryczno-natrętne, że to, co widzę, czuję i przeżywam w danym momencie, to wytwór fantazji, a w rzeczywistości np. idę w tej chwili po torach kolejowych, marząc o tym, co aktualnie przeżywam, i za chwilę przejedzie mnie pociąg, a ja nawet nie będę o tym wiedział, i dosłownie kurczę się, czując, jak pociąg na mnie najeżdża, wiedząc równocześnie, że to bzdura. (...) I wreszcie najstraszniejsza myśl, (...) że wszystko jest chaosem i porządkiem zarazem, że między chaosem a porządkiem istnieje znak idealnej równości, że potrzebny jest tylko system poznawczy”6.
Natręctwa się zmieniają. Przez jakiś czas Zdzisław Beksiński wychodzi przez drzwi tylko pod kątem prostym. Potem przestaje stawać na złączeniach płyt chodnikowych. Przed urodzeniem syna małe dzieci budzą w nim taki strach, że konsultuje się z psychiatrą".
"Ohydne są psy, dzieci i kobiety w ciąży. Zdzisław brzydzi się nawet gipsowym dzieciątkiem Jezus w kościelnym żłóbku. Nie znosi słowa „matka” ani samego macierzyństwa. Odczuwa seksualny wstręt do ciężarnych i do kobiet, które kiedykolwiek miały dziecko. Jednym z jego natręctw jest uczucie, że w czasie stosunku trzyma w ręku trupa. Śpi z żoną w jednej sypialni, ale na oddzielnym łóżku".
"Każda rzecz na Sonaty 6 ma swoje miejsce, nic nowego się nie wciśnie. Nie odłożysz gazety na miejsce gazet – znajdziesz ją za tydzień. Nie zapamiętasz, gdzie położyłeś żarówkę potrzebną do szpulowca Tomka – odkryjesz ją po kilku latach podczas remontu. Nie wrzucisz drobnych do porcelanowej donicy z Dynowa stojącej w przedpokoju – nie będziesz miał na gazetę.
W pracowni ma być wszystko równo. Ołówki na prawo, pędzle na lewo, płyty kompaktowe na półkach robionych pod ich wymiar, kasety na półkach węższych, kalkulatory i elektroniczne gadżety na stole, w przegródkach zbudowanych z płyty pilśniowej.
Jeśli mieszkanie Beksińskich jest dostosowane do życia jak ciasny bunkier w czasie działań wojennych, to pracownia Zdzisława jest jak kwatera główna w tym bunkrze".
"Beksiński pisze: „Kupienie nowych spodni czy skarpetek uważam za lekkomyślność, natomiast gdy tylko w jakimś sklepie ukazałby się zegarek na rękę będący zarazem telefonem, radiem, urządzeniem radiolokacyjnym i komputerem do ściągania i odtwarzania plików MP3, aparatem fotograficznym oraz posiadający trzy cyferblaty, tak że zorientowanie się, która jest godzina, wymagałoby sporej sprawności manualno-intelektualnej i orlego wzroku, a zaprogramowanie całości tak, by funkcjonowała, zajmowałoby cały dzień, natychmiast bym go nabył, a po dwóch dniach wspaniałej zabawy wrzucił do szuflady i zapomniał, bo zwykły zegarek jest wygodniejszy".
/Beksińscy. Portret podwójny, Magdalena Grzebałkowska, Znak 2014/
***
B. pożyczyła mi książkę, żebym oceniła, czy Tomek ma ZA. Moim zdaniem jakieś cechy ZA ma, ale ma wiele takich, których aspie nie miałby nigdy, a na pewno nie wszystkie naraz (np. odgrywanie ról, udawanie kogoś innego, doskonałe rozumienie i używanie idiomów, czytanie dwuznaczności itd.). Pasuje mi bardziej
dwubiegunówka, ale Tomek w tej książce nie zainteresował ani nie zachwycił mnie wcale. Zachwycił i zainteresował mnie Zdzisław, który miał ZA z całą pewnością. Czytałam o nim, jakbym czytała o sobie, słowo w słowo moje stare wpisy w nastoletnim pamiętniku. Jego talent jakby ocierał się o sawantyzm.
Może to intuicja kazała mi kochać jego obrazy od dzieciństwa? Każdy powiesiłabym sobie w salonie. Więcej - w sypialni! I kontemplowałabym każdego dnia. A przecież rzadko udaje mi się wytrzymać dłużej z obrazem sam na sam. Wiele obrazów lubię. Wiele jest dla mnie wyjątkowych. Ale tylko obrazy Beksińskiego są tym, co namalowałabym, gdybym umiała.