Co mi dała diagnoza?
- spokój i ulgę
- jasność sytuacji i świadomość, co się może zdarzyć, a co nie
- koniec biegania po lekarzach i odsiadywania wyroków w szpitalach
- wreszcie możliwość leczenia
- lekarzy, którzy się nie tylko znają na temacie, ale chcą się doszkolić i pomóc
- życie! życie! bo nie marnuję już czasu na bezowocne wizyty u lekarzy
- więcej siły, bo nie muszę ich marnować na wizyty
- przyjaciół
- poprawę stanu, bo wreszcie można zacząć działać, choćby objawowo
- mniejszy ból
To jest nie do zniesienia dla moich rodziców, którzy mają zamiar mnie pozwać do sądu i ubezwłasnowolnić (wydaje im się, że depresja do tego wystarczy). Chcieliby, zwłaszcza matka, żebym jak najbardziej cierpiała, żeby agonia była nie do zniesienia (mam odstawić leki, zwłaszcza przeciwbólowe i psychiatryczne), żeby mogła mnie nadal za chabety ciągnąć do konowałów, którzy się nie znają, ale są gotowi powiedzieć to, co ona im każe, zamiast prawdy.
Rodzice mnie szantażują. Udają, że nie mam eds, że sobie wymyśliłam, że wszyscy lekarze sobie wymyślili (sic!), że są tak głupi, że powtarzają jeden po drugim, że nie mam objawów, które mam; za to wmawiają mi kolejne choroby, których nie mam, ale które przecież wymagają kolejnych wizyt lekarskich, badań i dowodów, dowodów! Szantażują mnie, że nie dadzą mi pieniędzy na leczenie, jak nie udowodnię eds (sic!), ale diagnoza lekarska nie jest dla nich żadnym dowodem (czy to bóg ma mnie zdiagnozować?). Szantażują, że objadą wszystkich moich lekarzy i zrobią im awantury - chcą ich zastraszyć, żeby się wycofali z diagnozy i mówili to, co oni zechcą (moja matka już niestety to robiła, więc wiem, że umie), zamiast prawdy. Nie chcą, żebym leczyła EDS. Nie jestem ubezwłasnowolniona, ale mnie straszą, że skoro mam depresję, to podadzą mnie do sądu i sąd im da dostęp do moich badań. Skoro mam depresję, to mogą ze mną zrobić, co zechcą, nieprawdaż.
Dziwi w tym wszystkim, że nie każą mi jakoś udowadniać, że mam depresję, wystarczy jeden świstek od psychiatry, i to takiego, o którym matka myśli, że kłamie i jest do niczego, bo ją zdiagnozował po 2 minutach i... wyprosił z gabinetu.
Munchhausen by proxy. Wiem od lat, nie sposób nie zauważyć. Widzą to nawet osoby postronne, chociaż poniżanie mnie, znęcanie się i obrażanie odbywa się jedynie sam na sam, żeby inni nie widzieli. Przed innymi doskonała gra.
Ale ja jakoś nie chcę dać sobie wcisnąć do gardła kolejnych błędnych diagnoz.
Nie chcę dać się ciągnąć na kolejne zbędne wizyty.
Nie chcę dać sobie wyrwać tego kawałka życia, który nagle mi się otworzył po diagnozie.
Nie dam sobie odebrać mniejszego bólu i większej sprawności.
Nie dam sobie zmarnować tej drobiny światła, które wreszcie się zaświeciło.
Nie dam sobie wmówić, że jestem bardziej chora, niż jestem, i że mam więcej chorób, niż mam.
Nie dam się szantażować.
To moje życie. Nie będzie mi go nikt marnował, bo nikt za mnie nie umrze.
Skoro rodzice, jedyni ludzie na świecie, którzy akurat mają obowiązek być wsparciem dla dziecka, które sprowadzili na świat (nie pytając o zgodę i wbrew jego woli), nie tylko nie chcą być wsparciem, ale jeszcze rzucają kłody pod nogi, to ja dziękuję, wysiadam. Nie dam się zaszczuć. Pieniędzmi mogą szantażować siebie nawzajem, poradzę sobie, choćbym miała wylądować pod mostem bez środków do życia. Wszystko jest lepsze niż przemoc.
Rzeczy do zrobienia:
1. Wycofać wszystkie zgody na dostęp do dokumentacji medycznej i uprzedzić lekarzy.
2. Wyrobić wreszcie papiery rentowe.
3. Znaleźć prawnika i przedstawiciela.
4. 1%
5. Recepta na Volon (swojej nie odzyskałam)
6. Znaleźć Oksydolor i sylnasol.
7. Media.
Może również przenieść bloga albo go zarzucić. Nb. to właśnie blog obnażył wszystkich, potwierdzając to, co do tej pory wiedziałam - kto jest moim przyjacielem i wsparciem, a kto tylko udaje. A tak bardzo chciałam się rozczarować, tak chciałam, żeby okazało się inaczej, żeby coś się zmieniło...
Każda Wasza pomoc będzie potrzebna i przyjmowana z wdzięcznością. Wsparcie niewymierne i dobre słowo są tak samo ważną pomocą, zwłaszcza że w życiu tego nie zaznałam prawie wcale. Bądźcie!