sobota, 10 lutego 2018

Byłam chora

Czasami lubię się pośmiać z tego, jak to brzmi - "byłam chora" - w moim przypadku. ;) Kiedy tak mówię, to znaczy, że byłam chora jak każdy normalny człowiek na jakąś normalną ludzką przypadłość, tyle że ta przypadłość w 6a nigdy nie przebiega normalnie jak u zdrowych ludzi. Tym razem to znowu było przewlekłe zapalenie zatok, krtani i tchawicy.

Zaraziła mnie opiekunka. Tak się niestety kończy nienoszenie maseczek. Jeśli jesteście choć minimalnie przeziębieni, a musicie wyjść, to błagam Was, zakładajcie maseczki! To nie musi być taka maska jak te drogie na smog, wystarczy taka materiałowa, jak lekarze w szpitalu mają. Uratujecie tym być może komuś życie! Bo to, co dla Was jest tylko przeziębieniem, które nawet Wam nie przeszkadza w pracy (tak jak mojej opiekunce), dla mnie jest zagrożeniem życia. I podobnie dla wielu innych osób z obniżoną odpornością, czyli głównie dla ciężko na coś chorych lub z nabytym deficytem odporności.

Od dość dawna nie byłam w tak ciężkim stanie jak tym razem. Nie wystarczył jeden antybiotyk. Wzięłam 2 plus sterydy. Bardzo długo utrzymywały się nie tylko typowe objawy, ale i hipotermia. Hipotermia i niemożność odkrztuszania to największe zagrożenia w moim przypadku. Do tego augmentin spowodował kolejne zagrożenie - biegunka po nim należy do tych, które drastycznie obniżają poziom potasu i przeciążają serce. Mimo że nie biorę augmentinu już od tygodnia, moje serce nadal jest w takim stanie, że może się zatrzymać w każdej chwili, i tak będzie jeszcze przez jakiś czas, bo mnie nie można podać potasu dożylnie.

Dodatkowo był to problem, bo nie miałam w domu żadnego antybiotyku, tylko augmentin, o którym wiedziałam, że nie mogę go brać. Ale wzięłam, bo nie byłam w stanie dotrzeć do żadnego lekarza. Augmentin trochę podziałał na zatoki, ale infekcja zeszła niżej - na krtań i tchawicę (z pominięciem gardła, serio, rzadko mi się to zdarza). I zaczął się dla mnie horror, którego nie chcę opisywać. ;(

W końcu udało się wezwać lekarza, żeby przyszedł na wizytę domową. Lekarz okazał się konkretny, kompetentny, życzliwy, rozmawiał ze mną jak z partnerem. Zapytał, jakich leków nie mogę brać, oraz jakie antybiotyki mogę. Ale miałam dużo szczęścia, bo okazało się, że akurat ten dzień był wyjątkowo ciężki, ludzie się pochorowali hurtowo, lekarz musiał odmówić 15 osobom. A dla mnie to był początek drugiego tygodnia chorowania.

Przez to przepadła mi wizyta u neurolog. Ale wiecie, chyba lekarze zaczynają się otwierać na ON, które nie mogą dzwonić, bo i wizytę lekarza, i przełożenie wizyty u neurolog załatwiłam sms-em.

Niestety, chyba przez tę dodatkową chorobę spadło mi czytelnictwo. W styczniu przeczytałam 59 książek - tak dobrze po raz ostatni było na studiach! A w lutym... raptem 5. A jest już 10.02. Nadal biorę antybiotyk. Mój stan się poprawia, ale koszmarnie wolno. W 6a tak to właśnie trwa. Przy okazji: w 6a najlepiej działa doksycyklina, nie ma też skutków ubocznych. Doksycyklina uratowała mi życie w bardzo dosłownym znaczeniu. Wyleczyłabym się szybciej i nie miałabym tylu niebezpiecznych objawów, gdybym doksycyklinę miała wcześniej w domu i zaczęła ją brać od razu, zamiast dopiero po tygodniu. To lek, który osoba z 6a bezwzględnie musi mieć stale w swojej apteczce.

BTW, wczoraj też w końcu sama sobie zrobiłam zastrzyk z depo, bo u nas nie tylko lekarze nie chcą przychodzić do domu, ale i pielęgniarki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.