środa, 22 października 2014

Stop nierozciągliwym smyczom

Od dawna planowałam tę notkę, ale dziś rozsierdził mnie artykuł kogoś, kto uważa się za psiego szkoleniowca - Stop rozciągliwym smyczom. To nie pierwszy taki artykuł i zapewne nie ostatni - ale wszystkie równie absurdalne: żaden nie podaje alternatywy dla osoby niepełnosprawnej i nie omawia smyczy dostępnych; wszystkie ignorują niebezpieczeństwa smyczy tradycyjnych.

Przyjrzyjmy się temu.

Czytelnicy bloga wiedzą już, że mam prawie 10-letniego labradora, Sarę, adoptowaną, kiedy była już dorosła. Pamiętacie, że był to pies niesocjalizowany (nigdy nie widział innych psów i zwierząt), przetrzymywany na ganku metr na metr, śpiący na kartonie ("bo gryzie"), pies niezaopiekowany, pozbawiony wybiegów (puszczano ją na ogródek po 20:00 - wcześniej siedziała sama na ganku - i zaraz zamykano, "bo niszczy kwiaty i kopie". To był pies z potwornym lękiem separacyjnym (nie mogłam na 10s wyjść do łazienki), bojący się samochodów (kojarzyły się z porzuceniem - poprzedni właściciel ją do mnie przywiózł i zostawił), nieznający żadnych - żadnych!! - komend. Sara całkiem naturalnie robiła siusiu poza domem, co znaczy - na klatce schodowej, na chodniku zaraz po wyjściu z bloku, na środku jezdni itd. Sara ciągnęła potwornie, nawet po założeniu halti (udało się go użyć tylko raz, natychmiast je zdjęła). Miałam dorosłą sukę, którą musiałam uczyć wszystkiego zupełnie od zera, jak miesięcznego szczeniaka, uprzednio wypracowawszy zmniejszenie lęku, żeby w ogóle cokolwiek do niej trafiało.

Dla porządku: to był pies, z którym wcześniej używano wyłącznie smyczy tradycyjnej.

Pies przyjechał do mnie z za małą obrożą i krótką smyczą parcianą. Natychmiast okazało się, że to nie dla niej, bo ciągnęła tak, że z łatwością mogła mnie przewrócić, i charczała od uciskającej krtań obroży. Dość szybko dostała 3 pary szelek szytych na miarę przez straż pożarną oraz... flexi. Tak, flexi!! I dopiero wtedy nauczyła się chodzić na smyczy - i to błyskawicznie.

Smycz parciana i linka

Omówmy tak zachwalaną smycz parcianą i linkę (oczywiście w kontekście osób niepełnoprawnych). Jeśli pies ciągnie na smyczy parcianej, nie można go odwołać. Bo nie da się takiej smyczy złapać w dłoń i ciągnąć - nie dość, że potnie skórę, to jeszcze dyslokuje kości śródręcza i nadgarstek - z tego samego powodu nie można jej sobie owinąć na nadgarstku. Nie można też zapiąć jej w pasie - dyslokuje kręgi kręgosłupa, może wręcz doprowadzić do jego złamania i przerwania rdzenia. Stwarza zagrożenie! Długa smycz parciana i linka nie zwijają się automatycznie. Do czego to prowadzi, chyba każdy psiarz wie. Smycz, która się wlecze po ziemi, może 1. spętać łapy psa, 2. udusić psa, jeśli się owinie wokół szyi, 3. podciąć i przewrócić osobę niepełnosprawną. Już samo to wystarczy, żeby odrzucić smycz parcianą i linkę. Wiadomo: ON nie schyli się i nie ukucnie, żeby wyplątać psa, może jedynie patrzeć, jak się męczy czy dusi. Zresztą pierwszego dnia ze smyczą parcianą, przepinaną, coś takiego nam się zdarzyło - Sara natychmiast po wejściu na trawnik spętała sobie łapy. Oczywiście w okolicy nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc.

Smycz parciana, nawet przepinana i długa, nie nadaje się dla psa - Sara na takiej smyczy ma duży stres, bo nie może się w spokoju załatwić. Ona tego nie zrobi przy mnie, MUSI odejść daleko, najlepiej w takie chaszcze, żeby się nie dało wejść za nią. 8-metrowa flexi jej na to pozwala, inne smycze - nie.

Flexi się nie napina, to mit. Żeby się napięła, muszą mieć miejsce 2 zdarzenia: muszę zablokować guzik, a Sara musi dojść do końca smyczy. Z flexi dochodzi do tego końca dużo rzadziej niż ze smyczą parcianą, która się napina nawet wtedy, kiedy jej nie blokuję.

Smycz parciana nieskracana, żeby pies mógł odejść od właściciela (ON za psem nie wejdzie na
trawnik z oczywistych względów), leży luzem na ziemi, więc nie tylko pęta psa, ale dodatkowo zbiera wszelkie brudy i bakterie, a trudno ją prać po każdym spacerze. Taką smycz bierze się potem do ręki, bo przecież jakoś do domu trzeba wrócić. I takimi rękami potem ON trzyma się poręczy (a po niej inni ludzie). Czy ktoś się zastanawiał, wymyślając taką smycz, nad osobami o obniżonej odporności? No właśnie.

Smycz parciana i linka nie dają się trzymać razem z kulą - podcinają kulę, wytrącając ją, stwarzając kolejne zagrożenie. A przecież ON często nie mogą trzymać smyczy w drugiej ręce (ja mogę tylko w prawej, czyli w tej samej co kulę) albo mają kule w obu.

Kiedyś, dawno temu, kiedy Sara była młoda i zdrowa, chodziłyśmy na wał wiślany i nad Wisłę. Właściwie mogłyśmy chodzić bez smyczy w ogóle, bo i tak do wału doprowadzałam ją za szelki, a potem spuszczałam (na szelkach i flexi pies nie ciągnął).

Kiedy zachorowała na kardiomiopatię i kolejne ataki neurologiczne niszczyły kolejne partie mózgu, Sara zaczęła zapominać komendy, przestawała je rozumieć. Zaczęła też panicznie bać się wszelkich innych psów, a przecież każdy podniesiony puls może spowodować kolejny atak, a każdy atak w najgorszym razie może ją zabić, a w najlepszym - zabierze kolejne partie mózgu (nie wspominam o tym, jakie zagrożenie niesie podniesiony puls u osoby z 6a). Szelki straży pożarnej przestały wystarczać, więc kupiłyśmy szelki easy walk - sprawdzają się. Wróciłyśmy do smyczy parcianej i... zonk. Po wszystkich zagrożeniach, do jakich się ta smycz przyczyniła na pierwszym spacerze, a wobec których osoba niepełnosprawna jest i pozostanie bezradna, zrezygnowałyśmy z niej na dobre. Tylko flexi ratuje nam życie, nie tylko eufemistycznie.

Flexi

Ponieważ nie da się prowadzić psa bezpośrednio za szelki easy walk, jak to było możliwe z szelkami od straży pożarnej, niezbędna jest smycz. Smycz nierozciągliwa i linka odpadają w sposób oczywisty. A czy ktoś zna jakieś inne smycze poza tradycyjną i flexi? Ja nie. Jeśli ktoś zna smycz bezpieczną i dla psa, i dla osoby niepełnosprawnej, to bardzo proszę o wiadomość. Chętnie przetestuję.

Nagle okazało się, że jedyne, co w ogóle daje się używać i nie stwarza takiego zagrożenia jak inne smycze, to flexi w połączeniu z szelkami easy walk. Tylko taki zestaw daje gwarancję, że Sara nie będzie ciągnąć, że będzie mogła bez stresu odejść i się załatwić, że będę mogła ją prowadzić przy nodze na krótkiej smyczy, że będę w stanie ją przywołać, kiedy wpadnie w stan lękowy na widok innego psa, że mnie nie pociągnie, nie przewróci, nie zdyslokuje stawów, kręgów, nie uszkodzi kręgosłupa i w skrajnych przypadkach nie doprowadzi do mojej śmierci. Sara, czując, że właśnie zablokowałam flexi, przestaje ciągnąć natychmiast, odbija w drugą - luźną - stronę. Sama z siebie, nigdy jej tego akurat nie uczyłam, chodzenia przy nodze uczyłam ją bowiem na szelkach.

Flexi ma właściwie tylko jedną wadę: nie da się jej trzymać w tej samej ręce co kulę. Oznacza to dochodzenie do bramy bez kuli, a to jest możliwe tylko na tak krótkim dystansie i tylko wtedy, kiedy pies nie może już biegać i nie można go spuszczać. Więc tak się "szczęśliwie" złożyło, że zdrowotnie się zegrałyśmy.

A co gdybym nie mogła dojść bez kuli nawet do bramy?

Ten moment zbliża się w tempie galopującym. W tej chwili jedyną dostępną dla niektórych niepełnosprawnych smyczą jest flexi, a co wtedy, kiedy i flexi przestanie być dostępna? Zdrowego psa można nauczyć chodzenia przy nodze bez smyczy - a takiego jak Sara? Gdyby nawet mogła przyswajać nowe rzeczy na stałe, to co w sytuacjach lękowych, kiedy nawet zdrowy pies nie słyszy, co się do niego mówi?

Co mają zrobić ON, które nie mogą używać nawet flexi? Oddać adoptowanego psa do adopcji, bo jest stary i chory?

Takie artykuły jak powyższy są szkodliwe. Bo niektórzy mogą w nie uwierzyć tak jak ja i narażać zdrowie swoje i psa, testując smycze tradycyjne. Pisanie takich tekstów bez podania alternatywy jest wręcz nie w porządku, bo stanowią niekonstruktywną, bezpodstawną krytykę. A potrzeba konstruktywnej, takiej, która będzie służyć i psu, i jego przewodnikowi. Najłatwiej jest krytykować i nic nie robić, żeby to zmienić, więc jeśli już się tak krytykuje flexi, uczciwie byłoby jednocześnie doradzić inną dostępną smycz. I nie ma że boli, że się nie wie, że się nie chce. Jeśli szkoleniowiec nie umie doradzić, to tym bardziej nie można wymagać tego od innych ludzi. Bo jeśli się wymaga od ludzi stosowania czegoś, najpierw należy się upewnić, że to coś istnieje! A póki co nadal będę doradzać flexi jako jedyną dostępną i najbezpieczniejszą dla osób na obu końcach smyczy. Dopóki ktoś nie wymyśli czegoś lepszego.

Na koniec, dla odmiany, coś pozytywnego i bliższego rzeczywistości - Flexi - komfort i półprawdy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.