piątek, 2 stycznia 2015

W XXI wieku...

Rok zaczyna się dość marnie, choć miałam nadzieję, że będzie lepszy od poprzedniego. Poszłam się zapisać do mojej Doktor, której nie było 2 miesiące, i dowiedziałam się, że... nie będzie już przyjmować pacjentów. W ogóle. Panie w rejestracji nie wiedziały, kto teraz będzie się zajmował pacjentami przewlekłymi, więc nikogo mi nie poleciły. Całe szczęście, że Doktor odpisała mi na maila i poleciła kogoś.

A tu kończą mi się leki, i to dość szybko. Raz, że 2 dni po skończeniu antybiotyku nasilił się znowu problem z zatokami (migreny, neuralgie - skończył się też topiramat), zamiast wrócić do takiego poziomu bólu jak przed leczeniem, jest znowu gorzej. Dwa, brak zwykłego bisocardu oznacza puls 150 w stanie spoczynku - przy ruchu i zdenerwowaniu puls oczywiście rośnie. Okazało się też, że valsacor nie działa w ogóle - mimo podwojenia, a potem potrojenia dawki, puls się nie zmienił, więc nie wiem, czy jest sens go w ogóle brać.

Właściwie powinnam odwiedzić wszystkich swoich specjalistów, bo większość leków powinnam zmienić. Wszystkie, poza HTZ właściwie... A tu od początku roku problemy z zapisami.

Do anestezjolog, u której nie byłam zdecydowanie zbyt długo, zapisał mnie kocio. W IR nikt nigdy nie odbiera telefonu, ale zawsze odpisywano na maile, niestety, od paru miesięcy odpisywać też przestali. Bez podania przyczyny. Jak bym się zapisała, gdyby kocio akurat nie mieszkał niedaleko IR? Nie wyobrażam sobie.

Podobnie zaczyna być z moją przychodnią. Telefonicznie zapisać się nie da - system ignoruje, kiedy wciskam 1 lub 2, zależnie czego wymaga automat. Powtarza mi w kółko formułkę, żebym wcisnęła 1, jeśli... i tak dalej. Mimo że wcisnęłam. Kilkakrotnie. Mailem też się nie można zapisać - na stronie przychodni nie znalazłam w ogóle maila do rejestracji, tylko do dyrektor placówki (mam jej głowę zawracać?). Nie mogę się też zapisać online, bo doktor, do której chcę się zapisać, nie ma w ogóle w grafiku. Czy naprawdę wszędzie trzeba iść osobiście? W XXI wieku?! Przecież to nie sklepy, to szpitale i przychodnie dla ciężko chorych ludzi, nie dla zdrowych!

A jeśli ktoś nie ma kocia, który osobiście pójdzie do szpitala, ani Oli, która wydzwania, usiłując wcisnąć jedynkę?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.