czwartek, 13 lutego 2014

Nowe przepisy

Byłam wczoraj u Anestezjolog. Czekałam na tę wizytę, leki oszczędzałam, ostatnie tygodnie to był horror show przy zbyt małych dawkach Bunondolu. Trzymała mnie tylko świadomość, że Doktor naprawdę chce pomóc i że nawet jeśli nie teraz, to za jakiś czas zrobi mi ostrzykiwanie sterydami czy opiatami - czymś, CO DZIAŁA. A to jednak nie takie proste... Bo się okazuje, że przy GOMD dawki, które by mogły działać, są tak samo niebezpieczne jak sam ból. Znowu problem, którego nie byłoby w innym typie, bo nie byłoby problemów z oddychaniem, bo można by podać coś lżejszego, choćby kodeinę czy morfinę, bo takie leki w innych typach po pierwsze działają, po drugie nie grożą skurczami dróg żółciowych i ostrą trzustką. Można by podać nawet Oksykontin bez strachu przed peakiem. 

Doktor zleciła mi badania na cito. I sama mnie zaczęła oglądać. Pierwsza rzecz, jaką usłyszałam, to "zanik mięśni", i to na wysokości miednicy. To są te mięśnie, które mają trzymać kręgosłup po operacji, te, nad którymi Fizjo pracuje od 1.5 roku. Ja wiem, że fizjoterapia nie działa na mięśnie w 6a, bo nie reagują. I wiem, że mam dużą dysproporcję między prawą i lewą stroną, i wszyscy po kolei się dziwią, że czegoś takiego nie widzieli. I wiem, że zanik mięśni jest wpisany w 6a. Ale i tak mnie to dobiło. Zwłaszcza w takim kontekście, że iniekcji może nie być, bo za duże ryzyko. Leczenie czegokolwiek w VI to "za duże ryzyko", słyszę to ciągle, słyszałam jeszcze nawet przed diagnozą (tak, to ta historia z gastroenterologiem uświadamiającym mi, że w żadnym państwowym szpitalu nikt mnie nie zoperuje, bo "za duże ryzyko"), DLATEGO właśnie skupiłam się na leczeniu paliatywnym. A teraz słyszę, że leczenie paliatywne to ryzyko. Albo umrę od niewydolności krążenia z powodu bólu, albo umrę od niewydolności krążenia z powodu leczenia bólu. A jak nie z niewydolności krążenia, to z własnej ręki. Mam już tego dość, ostatnie tygodnie to balansowanie na krawędzi -z bólem wielokrotnie silniejszym niż normalnie, za to bez leków antydepresyjnych, które pomagały mi nie wprowadzać myśli samobójczych w czyn. NIE MAM SIŁY się już powstrzymywać. I nie mam motywacji, żeby to robić. Bo jak się motywować do pseudożycia w agonii? Jak mam umrzeć, to wolę jednak z mniejszym bólem.


Widzieliście już nowe przepisy? A widzieliście, jakie są zabawne? Przecież wiadomo, że leki bez recepty nie będą działać, a te na receptę są niebezpieczne, bo biegunka powoduje niewydolność krążenia. Wiadomo też, że ryż powoduje zaparcie. Którego pacjent ma się pozbyć? :> W dodatku większość produktów z diety ubogoresztkowej jest zabroniona. ALE! W aptece dali mi Bisacodyl VP, który zawiera... laktozę. No to MUSI PODZIAŁAĆ! :>

***
Zamówiłam szkła. Nareszcie. Oprawki mam stare, własne. Okazało się, że w moich obecnych okularach są cylindry na astygmatyzm (serio, nie pamiętałam, jakie szkła noszę). Okuliści już dawno mnie spławili i odesłali do optometry. Optometra po 3.5h się poddał. Uznał, że dobranie okularów przy mojej akomodacji jest niemożliwe, "bo musiałaby pani mieć 17 par". Optyk zgodził się na szkła o pół dpi mocniejsze od obecnych. Nie można mieć takich, w jakich się najlepiej widzi. Wszyscy widzą jedynie wadę wzroku, ale już nie wadę akomodacji. Tymczasem moja wada jest nieduża, to akomodacja sprawia, że nie widzę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.