Byłam odpowiedzialnym dzieckiem. W szkole się nudziłam, więc zabijałam nudę, czytając książki pod ławką. Nie miałam koleżanek i kolegów, bo inne bachory były dla mnie wrzeszczącymi, bezładnie biegającymi po korytarzu, potrącającymi normalnych ludzi podludźmi. Nie można było z nimi o niczym porozmawiać, nawet nie umiały pisać, co mnie bulwersowało odkąd to odkryłam w 5. roku życia. Najbezpieczniej czułam się sama, ze zwierzętami. Nie odnajdowałam się społecznie, ale nigdy nie byłam opóźniona emocjonalnie - zawsze czułam i więcej, i mocniej, co izolowało mnie jeszcze bardziej.
Kiedy się zastanawiam, co to jest dorosłość, niezmiennie wychodzi mi, że to właśnie to, co się zaczęło we wczesnym dzieciństwie. Do dziś nie zmieniło się nic poza moim ciałem i przyrostem wiedzy, chociaż niektórzy twierdzą, że w ogóle się nie zmieniłam.
W 19. roku życia moje ciało przekroczyło osiemdziesiątkę, ja zostałam przy dziewiętnastce.
Dziś jestem nadal tą sześcioletnią odpowiedzialną, wycofaną dziewczynką z pierwszego akapitu, tylko ktoś podrzucił mi zmierzłe ciało chylące się ku upadkowi. Od wczoraj mam podobno 38 lat i menopauzę od roku. Nie mogę wyjść z domu, mdleję w aptece, a kamienie na chodniku dyslokują mi śródstopie przez podeszwę buta. Poza ciałem nic mi w zasadzie nie przeszkadza w tzw. starzeniu się, bo dorosła byłam przecież zawsze.
Ale nie mam czasu na pisanie. Muszę czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.