piątek, 11 października 2013

Zakwalifikowałam się!

Zakwalifikowałam się na przeszczep osocza! A tak się bałam, że wysokopłytkowość i nieprawidłowa budowa krwinki mnie skreślą. Okazuje się, że im więcej płytek, tym lepiej, a pozostałe składniki krwi są odwirowywane i utylizowane, więc w ogóle nie mają znaczenia.

I tak było trudno wybrać staw do pierwszej próby. Okazuje się, że przeszczep ma sens tylko wtedy, kiedy ból jest na niewielkiej powierzchni i można go dokładnie zlokalizować, więc np. staw biodrowy odpada. Będziemy kłuć kolana, potem pewnie wszystkie ponadrywane przyczepy.

Nikt tego nie robił w 6A, to będzie eksperyment. Płytki stymulują kolagen II i V. II mam wadliwy, więc nic to nie zmieni. Cała nadzieja w V, który akurat nie jest zbyt istotny. Ale i tak cieszę się, że w ogóle można cokolwiek zrobić, choćby z V kolagenem. Tak właściwie to nie wiadomo, czy można, ale i ja, i Doktor jesteśmy zdecydowani, żeby spróbować. Takie przeszczepy robi się głównie u ludzi nadprzeciętnie sprawnych, u sportowców po urazach, i na ogół jeden zastrzyk wystarczy. Mają prawidłowy kolagen i prawidłową hydroksylizynę i hydroksyprolinę, więc proces leczenia tkanki po pierwsze w ogóle zachodzi, a po drugie - dzieje się to szybko.

U mnie naderwany przyczep w łokciu goił się 2 miesiące, przy czym "goił się" znaczy dla mnie "ból zszedł do normalnego poziomu, o jakim mówię lekarzowi, że nie boli". U zdrowych gojenie trwa do 6 tygodni. Więc chyba całkiem nieźle z tym moim gojeniem, dobrze rokuje na przyszłość (operacja kręgosłupa!).

Za to z biodrem nadal źle i coraz gorzej. To nie poszarpany krętarz i nie oderwany przyczep tak bolą. Okazuje się, że to mięsień, jest tak zbity, że USG niepotrzebne, bo da się wyczuć pod dotykiem. Ciągnie się od pachwiny do pośladka. I znowu - u zdrowych taki mięsień zwalnia się igłoterapią, w EDS nie działa żadne wpływanie na punkty spustowe. 4 dzisiejsze zastrzyki były koszmarne, czułam je aż do dużego palca. Mięsień okala nerw, rokuje średnio i to znowu był eksperyment.

Na razie ból jest jeszcze większy niż przed zabiegiem. W pozycji siedzącej nie przywiodę nogi. Ten mięsień to też odpowiedź, dlaczego tak często powłóczę prawą nogą - wykorzystuję do chodzenia nie te mięśnie, które trzeba, ale inaczej nie chodziłabym wcale.

W poniedziałek wracam na fizjoterapię. I nie wyobrażam sobie tego w ogóle. Problemem jest przejście KILKU metrów, a o rowerku nie ma nawet mowy.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.