czwartek, 31 października 2013

Zapuszczanie korzeni w szatni w toku

Jakiś czas temu ZTM zlikwidował 302, jedyny autobus na fizjoterapię. Teraz jedzie się 3 razy dłużej i trzeba się przesiadać. Jeśli fizjo mam do 14, jest to do wykonania. Jeśli później - już nie, bo autobusy są pełne. I nie chodzi o to, że nie ma gdzie usiąść, bo w całym autobusie zawsze znajdzie się osoba życzliwa, nie wszyscy ludzie są tak dyskryminujący i niemili, jak się powszechnie uważa. Chodzi o to, że zanim się taka osoba znajdzie i zanim uda mi się dopchać do siedzenia, autobus już rusza, a to czyni niemożliwymi przesiadki do autobusów, w których nie ma wolnego miejsca od razu przy drzwiach. To jakieś 90% przesiadek. Trudno wystać w autobusie choćby i sekundę, kiedy w windzie trzeba się trzymać poręczy albo przynajmniej opierać o ścianę, bo ZA BARDZO RZUCA. Jedyną możliwością jest jazda z pętli. W praktyce oznacza to, że na fizjoterapię o 16:30 wychodzę z domu o 15:00. O 15:15 jestem na pętli na Nowodworach i czekam na 741, które ma odjazd o 15:29 - trzeba być wcześniej, zanim przyjedzie, bo potem nie ma już miejsc nawet na pętli. O 15:40 jestem na miejscu. Czekam 45 minut. Cała droga to jakieś 5 km, wcześniej 302 pokonywał ją w ok. 15 minut. Teraz zabiera mi to 1.5 godziny, bo kolejny 741 jest o... 16:40. Dziękuję, ZTM.

Gdybym nie miała kindle'a mogłabym te 45 minut siedzieć w małej szatni i gapić się w sufit. Tak zresztą bywało, kiedy nie mogłam czytać w ogóle - 4 lata. Teraz mogę czytać lekkie i łatwe, ot, jak dziś, biografię Czajki Stachowicz, więc zapuszczanie korzeni w szatni w toku. :) Kindle jest lekki, można go nosić w plecaku i da się go utrzymać w rękach, nawet siedząc w szatni bez podparcia. Można też czytać w szpitalu po ciemku, bo Kindle ma własną lampkę. I w autobusie, i w metrze, i w poczekalni, i nawet na SOR. Książki papierowe dyskryminują (może zrobić o tym notkę?).

Dziś pierwszy raz od nie-pamiętam-kiedy znikła hipotonia. Przyjechałam na fizjo i nagle mogłam lepiej oddychać (jakie to niesamowite tak po prostu wdychać powietrze!), chodzić, ćwiczyć. Nie ma hipotonii - nie ma potu, więc pierwszy raz od dawna nie zawiało mnie i nie było mi zimno - antybiotyki na gardło i nerki biorę od 4 miesięcy już teraz zupełnie bez przerw. Brak hipotonii oznacza też, że można więcej czasu poświęcić na derotację miednicy, a to krok bliżej operacji.

Pochwaliłam się dziś Fizjo, że skoro nie mogę zmienić mebli, to pobawię się w przecieranie. Może najpierw przetrę zegar, żeby sprawdzić, czy w ogóle jestem w stanie to robić. Fizjo mówi, że nie będę w stanie, a jeśli nawet, to mam tego nie robić. Watch me! Właśnie, że będę mieć kuchnię shabby chic!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.