Gdybym nie miała kindle'a mogłabym te 45 minut siedzieć w małej szatni i gapić się w sufit. Tak zresztą bywało, kiedy nie mogłam czytać w ogóle - 4 lata. Teraz mogę czytać lekkie i łatwe, ot, jak dziś, biografię Czajki Stachowicz, więc zapuszczanie korzeni w szatni w toku. :) Kindle jest lekki, można go nosić w plecaku i da się go utrzymać w rękach, nawet siedząc w szatni bez podparcia. Można też czytać w szpitalu po ciemku, bo Kindle ma własną lampkę. I w autobusie, i w metrze, i w poczekalni, i nawet na SOR. Książki papierowe dyskryminują (może zrobić o tym notkę?).
Dziś pierwszy raz od nie-pamiętam-kiedy znikła hipotonia. Przyjechałam na fizjo i nagle mogłam lepiej oddychać (jakie to niesamowite tak po prostu wdychać powietrze!), chodzić, ćwiczyć. Nie ma hipotonii - nie ma potu, więc pierwszy raz od dawna nie zawiało mnie i nie było mi zimno - antybiotyki na gardło i nerki biorę od 4 miesięcy już teraz zupełnie bez przerw. Brak hipotonii oznacza też, że można więcej czasu poświęcić na derotację miednicy, a to krok bliżej operacji.
Pochwaliłam się dziś Fizjo, że skoro nie mogę zmienić mebli, to pobawię się w przecieranie. Może najpierw przetrę zegar, żeby sprawdzić, czy w ogóle jestem w stanie to robić. Fizjo mówi, że nie będę w stanie, a jeśli nawet, to mam tego nie robić. Watch me! Właśnie, że będę mieć kuchnię shabby chic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.