poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Gdybym...

Taki dzień, że aż mi się pisać nie chce. Wystarczy spóźnić się kilka minut z buprenorfiną i od razu się okazuje, ile blokad potrzeba, bo samo nie przejdzie.

Ból w łokciu przywieziony z Buska to albo naderwany mięsień, albo kaletka. To pierwsze wygoiłoby się samo. To drugie wymaga blokady. A co zrobiłam? Przeszłam 300m tam i z powrotem! Różne scenariusze rozważałam - że może nie dam rady tej odległości przejść, że będzie bolało bardziej (bunondol podwójnie), że przez dłuższy czas nie będę zdolna do żadnego wysiłku, że spowoduję hipotonię (wysiłek + upał) itd. itp. Ale że kaletka?! Oczywiście pamiętam, że od schodzenia bokiem z góry dostaje się zapalenia mięśni, ale zapalenie kaletki od przejścia 300m?!

Blokad będzie więcej. 2 w kości księżycowate w obu nadgarstkach, 1 w staw biodrowy (jednak), 1 w łopatkę i pewnie 1 w miednicę. Jutro będę wiedzieć dokładniej.

Zazdroszczę ludziom, którzy mają  tak zdrowe mięśnie, że powstają zakwasy - nigdy nie miałam tego luksusu, więc nie znam swoich granic. Nie wiem, kiedy przestać. A nawet te niewielkie możliwości, jakie mam, to za dużo do zniesienia. Żeby nie  nadrywać mięśni i więzadeł, trzeba by leżeć i umiarkowanie oddychać.

Nie przeszczepią ścięgien w barkach - bo brak hydro i tak je natychmiast zniszczy.
Nie zoperują rotatorów - bo nie da się tego zrobić, nie używając skalpela i igły, a każde nakłucie tkanki oznacza jej rozejście się.
Stóp nie warto operować w ogóle, poskładanie ich i zaśrubowanie będzie jeszcze większym urazem niż nierobienie niczego i pozostawienie worka luźnych kości (nie wiadomo, jakim cudem jeszcze na nich chodzę, ale po operacji pewnie bym przestała).
Bioder i kolan nie wymienią - chyba że już nie będę chodziła w ogóle, choćby tych 300m.
Startych kości księżycowatych nie dotną i nie wymienią, chociaż da się, to byłyby kolejne niegojące się urazy i jeszcze większa utrata sprawności.

Niech mi nikt nie mówi, że edesiak może chodzić, prowadzić samochód i wspinać się po schodach - bo to bzdura. Nigdy już nie uwierzę w takie przechwałki. One tylko dają złudną nadzieję, że COŚ SIĘ DA; ciągną w dół. Przy wiotkich mięśniach i ścięgnach nic takiego nie będzie nigdy możliwe. Przy partiach mięśni, których się nie czuje, można pomarzyć o intencjonalnym ruchu - można je uruchomić jedynie odruchami, więc jest to wysiłek i praca fizjoterapeuty, nie pacjenta. Jeśli jedyną dozwoloną samodzielną aktywnością jest rowerek stacjonarny, a ćwiczenia stabilizacyjne można wykonywać wyłącznie w pozycji leżącej, to znowu całą robotę odwala fizjoterapeuta. Bez wysiłku fizjoterapeuty nawet oddychanie byłoby niewystarczające.

To trochę tak jakby ktoś za mnie żył.

Czasami wydaje mi się, że najlepszym sposobem na samobójstwo jest ciąża - edesiak nie ma szans jej przeżyć.

Z pozytywów pobuskowych - na tych moich dwóch workach kości nie tylko chodzę, ale jeszcze mam częściowo zachowane łuki. I uświadomiłam sobie, że w październiku jeszcze ich nie było. W ogóle. Fizjo mówi, że akurat na to zapracowałam sobie sama na równoważniach. Poprawiła się też nieco symetria bioder - od derotacji miednicy? Podobno już to jest cudem. Powinnam być w stanie leżącym. Najlepiej w trumnie.

Żadnego cudu nie będzie.

Może mi się wydawać, że jest znośnie, ale potem zostaję sama (dziś wyjechała Maryla) i okazuje się, że jestem we wszystkim od wszystkich zależna. Nawet od psa.

I już rozumiem lekarzy. Mają rację: gdybym tylko miała typ III...

Właściwie to nawet VIB, C albo D by wystarczył.


W dniu wyjazdu z Buska EDS postanowił dać popis. Obudził mnie bólem dokładnie o północy. Leżałam 7 godzin bez jakichkolwiek leków, bo przecież od lutego nie miałam takiego bólu. Nie miało prawa go być. Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że będzie. Przecież biorę depo, przecież to było 2 dni przed kolejną dawką.

7 rano w sobotę. Nie mam leku, nie mam recepty, apteka poza moim zasięgiem, lekarze też. Myślicie  że pat? Otóż nie. W Naturze możliwe jest wszystko.

Wyjechałam tego dnia. Kolejne bóle, tym razem skurczowe, zaczęły się, zanim zdążyliśmy dojechać do Kielc. Edesiak wie, co oznaczają bóle skurczowe...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.