poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zen

"Wątroba niewydolna, drogi żółciowe uszkodzone. Albo pani ostro pije, albo się głodzi. Jest źle i będziemy się tutaj często spotykać" - usłyszałam kiedyś na SOR. I co to było takiego strasznego? Zwykła kolka żółciowa/przewodowa/wątrobowa/whatever.

Ruch się zaczął, dopiero jak przyszły wyniki badań. Wcześniej wszyscy chyba myśleli, że przyjechałam na SOR z bólem głowy albo paluszka, bo nie mam w zwyczaju histeryzować z powodu bólu, zresztą jak boli, to się histeryzować, jęczeć i marudzić po prostu NIE DA. Przy kolce żółciowej nie da się nawet oddychać.

- Od kiedy boli?
- Od 23.
- Czemu tak późno pani przyjechała?!
- Bo myślałam, że samo przejdzie.

Przez całe życie nie mogę sobie wbić do głowy, żeby reagować, kiedy ostry ból się ZACZYNA, zamiast liczyć na to, że sam przejdzie. Nie przeszedł sam jeszcze nigdy.

"Nie powinna pani iść do domu w takim stanie". Oczywiście. A co jeszcze może mi szpital zaoferować, poza spacyfikowaniem kolki? I ja wiem, i lekarz wie,  że nic więcej nie da się zrobić. Że jedyne, co można, to zatrzymać kolkę i zmniejszyć ból, bo jedno prowadzi do ostrej trzustki, a drugie do niewydolności oddechowej. Tak, wiem, jak to się może skończyć. Nie, to nie potrwa długo. Tak, za miesiąc wyniki będą dużo lepsze. Aż do następnej kolki. Zostawanie w szpitalu z okazji każdej kolki byłoby jak wzywanie pogotowia do każdej dyslokacji. Panie doktorze, kolanko wypadło. Panie doktorze, proszę nastawić paluszek. Panie doktorze, bark mi wisi. Panie doktorze, biodro nie chce wejść na miejsce... I tak 10 razy na dobę?

Zostawiam histerię lekarzom. Ja w takich przypadkach jestem zen. Nie z wyboru - z konieczności. Dręczonego ciała nie stać na nic więcej.

Dzisiejsza kolka nie miała żadnego powodu. W każdym razie to nie ja byłam jej winna - nie zrobiłam nic, co mogłoby ją spowodować. Napinałam co prawda mięśnie brzucha, ale wiele godzin wcześniej. Jestem rozczarowana. Nie lubię nie mieć wpływu, a tu kolejna rzecz wymyka się spod mojej kontroli i żyje własnym życiem. Nie wystarczy już nie robić niczego, co powoduje kolkę - i tak będzie źle. I tak będzie zagrożenie. I  tak będzie nade mną wisieć ostra trzustka i obraz pacjenta z gastroenterologii, który na nią umierał. Z ostrą trzustką nie mam szans, tak jak on.

Ostry ból przeszedł w palący - jakby ktoś wlał mi wrzątek do jamy brzusznej. Jakby ktoś doczepił do mnie obce ciało. Bo ono z pewnością nie jest moje - nie wybierałam sobie go.

Chciałabym wierzyć, że ten milion dolarów na badania nad EDS posłuży badaczom do wykrywania i eliminowania realnych zagrożeń, a nie bolączek stawowych, IBS czy korekcji dentystycznych. Bo to wszystko będzie zbędne, jeśli pacjent umrze.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.