sobota, 24 sierpnia 2013

Planetarium

Ponieważ poprzednim razem zamknięto nam CNK o 17:30, pojechałyśmy drugi raz - tylko do Planetarium. I ponownie - żadnych oznakowań. Wiedziałyśmy już, że trzeba wejść przez wyjście i od razu kierować się do kasy nr 5. Tam zastałyśmy jednego czekającego pana. Powiedział, że czeka tam już od 40 minut i nadal nie sprzedano mu biletu. To kasa dla niepełnosprawnych i nie ma przy niej ławki!! Stałyśmy tam jakieś 10-15 minut, zanim sprzedano nam bilety. I znowu polski absurd - nie można przejść do planetarium przez budynek (2 kroki), trzeba z niego wyjść i obejść go od zewnątrz. Kto był i szedł, ten wie, jaka to jest odległość... i co się czuje, kiedy się to przejdzie i po drugiej stronie zobaczy się drzwi z napisem "Przejście do CNK". A więc BYŁO przejście. Więc DLACZEGO kazano nam iść taki kawał?!

Kolejny problem - kiedy się obchodzi budynek od zewnątrz, nie ma żadnego alternatywnego przejścia. Można tam dojść wyłącznie po takim spadzie jak niżej - spad jest nieoznakowany, nie ma poręczy i nie ma alternatywy w postaci schodów. 


Za to hol planetarium jest jak wyjęty z innej bajki. Jest kawiarnia, można coś zjeść bez bezskutecznego poszukiwania miejsca do siedzenia (jak w budynku głównym). Do kas nie ma żadnych kolejek. A do sali projekcyjnej prowadzi winda z poziomu 0.

Miałyśmy ponad godzinę czasu do seansów, więc poszłyśmy do Parku Odkrywców.







Sala projekcyjna to po prostu kino (nie planetarium z teleskopem i odsuwanym sufitem, jak w Chorzowie); ale kino, w którym ekran zajmuje cały sufit i ściany dookoła. Ekranem jest cała kopuła ponad widzami. Już samo to robi takie wrażenie, jakby seans był w 3D. Nie można oczu oderwać! Było dość trudno, bo akomodacja oka zupełnie sobie z czymś takim nie radziła - obraz niby w 2 wymiarach, a wrażenie jakby się znajdowało wewnątrz niego, jakby się leciało i spadało. Było trudniej niż na seansie 3D oglądanym przez słabe okulary (w Atlanticu mają takie).

Za to drugi seans, w 3D, nie sprawiał oczom żadnego problemu. Po raz pierwszy nie potrzebowały się do niego dostosować i mam wrażenie, że to dzięki okularom. Były szczelne, kolorowe szkiełka nie rozdwajały obrazu. Od razu było tak, jak na seansach w 5D! Trzeba było się naprawdę powstrzymywać, żeby się nie uchylić przed pociągiem albo jakąś spadającą gwiazdą. :-)

 rzeźba kinetyczna w holu, Ziemia się obraca, skrzydła machają

Pomiędzy seansami trzeba wyjść górnym wyjściem i schodami (brak windy na tym piętrze), ale mili panowie pozwolili nam zostać na sali, przynieśli nam okulary, a po wszystkim wypuścili nas niżej, na wprost wind. Mówiłam - planetarium wewnątrz to inna bajka, obsługa pozytywnie nastawiona.

Seansów jest kilka i zmieniają się co jakiś czas, więc to na pewno nie była moja ostatnia wycieczka do planetarium.


Dziś już niestety zaczyna się hipotonia. No i naderwałam mięsień w łokciu. Zupełnie nie wiem, jak dziś będę chodzić po Zachęcie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.