poniedziałek, 22 lipca 2013

Albo EDS, albo życie

Albo EDS, albo życie - oto cała prawda. Tyle że wybór jest złudny, bo mimo że się EDS nie wybierało, i tak się go ma. Zamiast życia.

Jak wygląda tydzień edesiaka?

Poniedziałek: IPiN (potrzebne recepty, których nikt inny nie wypisze), 2h w jedną stronę
Wtorek: odczulanie, Wyścigi, 2h w jedną stronę
Środa: kardiolog od chorób rzadkich, hura - mam podwózkę autem!
Czwartek: odbiór ortez, Ochota, 1.5h w jedną stronę
Piątek: psychoterapia (dzięki bogu w domu)

Tak wygląda każdy tydzień, czasami zmieniają się miejsca docelowe (np. Spartańska zamiast IPiNu, poradnia paliatywna, ortopeda, fizjoterapia, NFZ, ZUS, SCON itd. itp.). Trzeba to zapamiętać, nikogo nie obchodzi demencja, tak samo jak żadne inne objawy, które uniemożliwiają wyjście z domu.

Edesiak nie jest w stanie pojechać w więcej miejsc niż jedno każdego dnia, a i tak ciągnie na rezerwie. Każde wyjście to podwójna dawka leków przeciwbólowych i przeciwlękowych, a mimo to ból i lęk i tak się przebijają. Nie da się też uniknąć dyslokacji.

Kiedy poczta, zakupy, wyjście z psem, sprzątanie szczurom, weterynarz? Fryzjer i kosmetyczka to luksus. 2 razy do roku się taki luksus zdarza. Być może.

Ach, zapomniałabym, jeszcze SOR - w dzień nie ma czasu, więc nocami.

Opcji pt. "praca" brak, podobnie jak opcji "życie".

Nie ma sił na umycie się. Hipotonia mode on.

Okrutnie i obrzydliwie edesiak cieszy się, że pies od 2 lat ma kardiomiopatię i nie może chodzić na spacery dłuższe niż 5 minut, co oznacza dosłownie przejście się do bramy i z powrotem.

Edesiak kładzie się spać z nadzieją, że się nie obudzi.


PS. Obroża dla suki to jak zamknięcie okresu psa pomocnika. Nie nosimy już szelek - nie potrzebujemy.


2 komentarze:

  1. Czuję wewnętzną sprzeczność. Nie lubię czytać takich postów, a jednocześnie muszę...tzn, nie muszę ale czuję, że czytanie o Twoim życiu przywraca perspektywę mojemu. To jakiś rodzaj pasożytnictwa:)) Najczęściej czuję bezradność i smutek. Nie umiem pomóc. Potem przychodzi myśl: osz kurde, jaka bezgraniczna szczerość wobec świata, siebie, choroby. Potem następna: co za pierdoły zaprzątają moje myśli itp:))Często potem biorę kije i idę na spacer do lasu, błogoslawiąc swoje nogi, ręce...ktorych, my zdrowi, nie zauważamy...dlatego też błogoslawię/ ! tak właśnie , tak/przypadek/ :))/ ktory postawił Ciebie na mojej drodze:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż tyle dobrego... ;)
      Ja też czytam cudze blogi i trochę żyję cudzym życiem, skoro nie mam swojego.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.