środa, 3 kwietnia 2013

Pseudowinda przy Rotundzie

W Warszawie przy Rotundzie jest winda prowadząca do przejścia podziemnego. Niby fajnie. Ale problemy ze skorzystaniem z niej mają i rodzice z wózkami, i - tym bardziej - osoby niepełnosprawne. Drzwi windy nie otwierają się same, trzeba je otworzyć siłą własnych rąk, nóg, zębów, jak kto może. Otwierają się na zewnątrz.

W środku trzeba uważać, żeby nie oprzeć się o ścianę, która nie jest ścianą windy, a ścianą szybu.

I najlepsze - nie ma tak dobrze, że wybiera się numer piętra i jednorazowo wciska guzik jak np. w windzie w metrze. Ten guzik trzeba TRZYMAĆ. Inaczej winda stanie dokładnie tam, gdzie się aktualnie znajduje. Trzymać trzeba bardzo długo, bo winda nie jedzie, ona się czołga. To trwa WIEKI.

Jeśli ktoś potrafi wyobrazić sobie, jak ten guzik trzyma wciśnięty osoba z zanikiem mięśni albo edesiak - gratuluję wyobraźni. ;)

zdjęcie pochodzi z warszawa.gazeta.pl

To jeszcze nic. W Pałacu Kultury mamy lepszy dynks. Tam, żeby w ogóle dostać się do windy, trzeba albo frunąć nad schodami, albo...

zdjęcie pochodzi z moimioczami.pl (nawiasem mówiąc, dobra notka)

To nie jest zdjęcie z PKiN, ale tam są bardzo podobne podnośniki, i to tak na zewnątrz, jak i wewnątrz. Chcąc dostać się np. na Targi Książki albo do łazienki, trzeba albo pokonać schody, albo użyć tego... czegoś.

Na tej platformie nie ma oczywiście ani krzesełka, ani poręczy, która zresztą nic by nie dała, bo platforma jest i tak zbyt niestabilna, kiedy się porusza. Nie da się na niej ustać, nie ma się czego trzymać. Dlaczego władze Warszawy, stolicy europejskiej, wymagają od niepełnosprawnych lewitowania, nie wiadomo. Mnie wyobraźni nie wystarcza. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.