wtorek, 3 września 2013

Nic już nie będzie

EDS to pożegnania i oddawanie coraz to kolejnych kawałków życia. Nawet jeśli na coś nam pozwoli, to z góry wiadomo, że będzie trzeba to oddać - nie warto się przyzwyczajać, warto za to wyszarpywać wszystko, co się da, i cieszyć się tym choćby przez chwilę, dopóki można.

Po tym, jak domniemane milionowe zapalenie ścięgien okazało się nieusuwalnymi nadżerkami, pożegnałam się z rowerem. RIP. Nie jeździłam od nastoletniości, ostatni raz jeździłam jeszcze na studiach, ale rowery stały w piwnicy. Kilka miesięcy temu oddałam jeden. Drugi został, bo a nuż kiedyś...? Mieliśmy z Krzysztofem jeździć razem po wale.

Ale roweru już nie będzie i nie powinnam sobie była wyobrażać, że może być inaczej.


Nie będzie już podróży. RIP.


Nie będzie fotografii. RIP.



Nie będzie już muzyki, chociaż to wciąż nieprzepracowany temat i nie umiem sprzedać pianina. RIP.


Nie będzie gór, chociaż podobno w Bieszczadach są płaskie trasy...? RIP.


Czytanie... ale takie przez duże CZ... będzie?

Spójrzmy prawdzie w oczy. Jeśli jedyną dozwoloną samodzielną aktywnością jest rowerek stacjonarny, to nie będzie już nic. NIC.

RIP.

5 komentarzy:

  1. Ech... pozostaje wyszarpywać, co się da i ile się da. Bo przeżyć, emocji a potem wspomnień nikt nam już nie odbierze! Jesteś cholernie dzielna, mój Bohater Codzienności... :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo się rozbeczę! :*
      Tak naprawdę to tylko powierzchowne problemy przykrywające te prawdziwe. Żeby jakoś się nie dać hipotonii. Żeby lepiej oddychać i przełykać. I tak dalej w ten deseń.

      Usuń
  2. Aaa, no i zajebista jest ta fotka przy pianinie. Cudowny klimat zdjęcia, rewelacja!!!

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.