Sama możliwość pracy choć przez chwilę to niesamowitość sama w sobie.
Ale w EDS nic się nie cofa. Każdy kolejny nowy ból - zostaje. Każdy kolejny nowy uraz, nowe uszkodzenie tkanek od nadruchomości, dyslokacji - pogłębia się, nie leczy. Więc jeśli kiedyś znowu zechcę popracować, będzie trzeba znowu wszystko wyszarpywać pazurami MIMO. Mimo bólu, mimo fizycznej niemożliwości, mimo niewidzenia i problemowi z oddychaniem, mimo szarpania nerwów, dosłownie, w obu rekach, mimo... mimo... mimo...
Dlatego nie mam siły na to, żeby walczyć, zapierać się i być dzielną. Każdy skrawek energii jest mi potrzebny na wyszarpywanie życia kawałkami. Nie zamierzam nic zmarnować.
***
Fizjoterapia na NFZ - 2 tygodnie w grudniu, 2 tygodnie w styczniu. Laser na bark - 2 tygodnie w styczniu. Masaże - 2 tygodnie w kwietniu. Tak to wygląda w polskiej służbie zdrowia.
Jeszcze się nie pozbierałam po wiadomości, że nawet ze skierowaniem na ortezy szkieletowe w przypadku dysfunkcji stałej koszty i tak pokrywa pacjent, nie NFZ. NFZ refunduje jedynie najtańsze ortezy, w tym żadnych zapobiegających przeprostom. EDS nie jest przewidziane przez NFZ.
Ortez na pas biodrowy nie ma w Polsce w ogóle, ani na NFZ, ani za pełną odpłatnością. Po prostu nie ma tak jak splintów, tak jak kul. Trzeba sprowadzać. Większość sprzętu niezbędnego w eds trzeba sprowadzać, bo w Polsce nie tylko NFZ go nie przewiduje, ale również producenci.
***
Jakoś kompletnie nie mogę opanować maszyny do chleba. Pieczenie w zepsutym piekarniku jest łatwiejsze i nie wymaga studiowania instrukcji. To jest chleb kukurydziany - wystarczy wymieszać składniki w misce i piec 35 minut. To wszystko.
I wracając do tego, że nawet warzywa trzeba zamawiać online... dzisiejsza przesyłka z Vegeboksa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.