Klaudia chce nowego posta. A ja nie mam co pisać. Od 2 dni wieczorem nasilają się objawy grypy (której nie mam!), tylko boli kilkakrotnie bardziej niż w grypie. Rano to mija. Nasila się też mocno hipotonia - to rano mija tylko trochę. Po fizjo stawy bolą niewyobrażalnie i nic nie pomaga - Doktor miał rację, zalecając głęboką stabilizację, ale wyłącznie w pozycji leżącej. Pozycja siedząca fatalnie wpływa na wszystkie stawy rąk.
Poza tym nie zauważyłam, że zdyslokowałam kości śródstopia. Codziennie boli tak samo, więc co to za różnica - zdyslokowane czy nie. Ale glana nie mogę włożyć nawet "na wpych", opuchlizna obejmuje nawet pół łydki, chociaż staw skokowy w normie. Miękkie botki są potwornie niestabilne, a ortez na stawy skokowe nie mieszczą. Śnieg amortyzuje upadki, ale wczoraj na przystanek prowadził mnie obcy mężczyzna - kostki gięło mi co chwilę w inną stronę, a on nie wierzył, że to możliwe - "jakby pani w nich kości nie miała!" Stawy są tak luźne, że mogę oprzeć kostkę zewnętrzną stroną o chodnik, ale chyba jeszcze nie sztywnieją, bo dyslokują się rzadko w stosunku do gięcia.
Z barkiem, biodrem i kostkami jest już tak źle, że nieustannie myślę o operacji stabilizacji. Zwłaszcza że kilka dni temu dziewczyna z typem III napisała na grupie, że przeszła stabilizację barku BEZ POWIKŁAŃ i od tamtej pory bark się nie dyslokuje. Więc można! Można! Fakt, że ona miała zdrowy staw i to nie było w Polsce, ale stabilizacja chyba go bardziej nie popsuje?
A propos gojenia urazów. Zahaczyła mnie zębem suka sąsiadów - w palec. Palec zrobił się wściekle czerwony i spuchł. Przez 2 dni nie mogłam założyć splinta, a że to środkowy paliczek, który już zesztywniał, jest bardziej podatny na dyslokacje. Dziś opuchlizna zeszła. Okazało się, że dziurka miała... milimetr średnicy. Jakie to typowe!
***
Volon mnie wpędzi do grobu. Dotąd niemiecka apteka odpisywała mi po angielsku i nie było problemu. Jak przyszło do finalizacji zamówienia, nagle przeszli na niemiecki oraz kazali mi wypełniać formularz - po niemiecku. Za tydzień recepta traci ważność. Apteka najpierw zażądała niemieckiego adresu, na który ma wysłać lek. Klaudia cudem znalazła znajomych wujka (brat sąsiada matki ciotki siostrzenicy brata szwagra...). Potem kazali mi wypełniać formularz w postaci pdfu, nie online, co uniemożliwia zapłacenie, bo zwykły przelew mogę zrobić tylko w złotówkach. Więc Klaudia zalazła kogoś, kto ma konto w euro. Jak tylko spełnię jakiś warunek, apteka rzuca kolejną kłodę pod nogi. Ach, zażądali też wysłania oryginału recepty pocztą, mimo że wcześniej akceptowali skan. A czas leci... Boję się, że jak wyślę im receptę, to stwierdzą, że straciła ważność, zanim doszła. Ale co mam robić w takiej sytuacji? Nie mam nikogo, kto wziąłby receptę, pojechał do Niemiec i wrócił z lekiem, a na wypisanie papierów na import docelowy nie ma już czasu!
***
Miałam opisać, jakie numery wywija mi kurier Siódemki, ale dziś już nie mam siły. Jutro!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.