czwartek, 30 stycznia 2014

Tydzień z życia (dzień 4)

Podwójna dawka Oksydoloru pozwoliła na jedną fazę REM. Sukces. To jest właśnie to, co jest snem. 16 godzin pseudosnu bez fazy REM to bezsenność, zupełnie się nie liczy. Bardziej się liczą 2 godziny, a już półtorej wystarczy na jedną fazę. To lepsze niż nic, ale nie wystarcza... Więc od rana hipotonia i migrena, która po spacerze z psem natychmiast przeszła w neuralgię, dziś jakoś wyjątkowo z wymiotami. Jedną z nielicznych rzeczy, jakie w życiu umiem dobrze, jest powstrzymywanie się od wymiotowania. Jestem w tym mistrzem! Ale nie dziś. Gabapentyna 600mg + awiomarin = możliwość wyjścia na fizjoterapię, bo muszę i chcę. Muszę, bo czekałam długo, byłam na liście rezerwowej i wczoraj dowiedziałam się, że znaleźli dla mnie miejsce. Chcę, bo odwołałam poniedziałkową fizjo, a w kolejny poniedziałek nie ma Fizjoterapeuty, a przy hipotonii (a nawet wtedy, kiedy jej nie ma) oddycham słabo.

Fizjo całkiem dziś nieźle. Chociaż dysautonomia, której nie było od rana, objawiła się... jedynie na czas fizjoterapii i znikła, jak ręką odjął, jak tylko z niej wstałam. Fizjoterapeuta uśmierzył neuralgię, a potem niestety wyszłam na dwór i to by było na tyle.

Nb. Fizjo jak zawsze pomyślał o włączonym kaloryferze, a w kobiecej szatni od pewnego czasu mamy grzejniczek. ;) Jest maleńki, ale grzeje fantastycznie!



Do domu wracałam 55 minut, z czego większość czasu to brnięcie przez nieośnieżone chodniki. I horror w autobusie, co dzieje się praktycznie za każdym razem, kiedy potrzeba przesiadki. Kierowca - mimo że mnie widział, bo wsiadałam pierwszymi drzwiami, nie tylko ruszył za wcześnie, ale zaczął zamykać drzwi, KIEDY JESZCZE NIE WSIADŁAM. Miło, prawda? Można sobie wyobrazić, co się dzieje, kiedy poręcz ujeżdża spod ręki, a jedna noga jeszcze nie znalazła się w autobusie.

Problem z nadgarstkami i dłońmi przyjął rozmiar katastrofy. Brak rękawiczek powoduje po prostu zamarzanie, dosłownie. Ból jest taki, jakby ręce coś rozrywało od środka, a czucia nie ma już wcale. Z przystanku wracałam, płacząc i modląc się, żeby nie zemdleć z bólu. Coś ostatnio zbyt często mdleję z bólu.



***

"Rehab" Osiatyńskiego jest jedną z najważniejszych dla mnie książek, mimo że nie jestem alkoholikiem ani nie mam alkoholika w rodzinie. Ale mimo całej mojej sympatii dla Autora... może jemu wystarczy fizyczne istnienie, mnie nie. Jestem na tyle ambitna, że wymagam oddychania, wstawania z łóżka, podniesienia ręki, żeby się uczesać i umyć. I tego się zrobić nie da. I wtedy, kurwa, co?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.