poniedziałek, 27 stycznia 2014

Tydzień z życia (dzień 1)

O 1 w nocy budzi mnie ból. Oksydolor pobił rekord działania - zaledwie 5 godzin (a ma działać 12). Biorę kolejny, ale już nie zasypiam. Pościel, którą jakimś cudem sama zmieniłam wieczorem, jest mokra. Tak samo jak dres. Tak samo jak moje ciało i włosy. Ostatkiem sił przebieram się i podsuszam włosy suszarką. Biorę drugą kołdrę. Chcę zasnąć, ale po 10 minutach moje ciało, kolejny dres i druga kołdra są znowu mokre. Nie mam trzeciej kołdry, do rana muszę leżeć pod tą mokrą w mokrym ubraniu, bo nie jestem w stanie przebierać się co 10 minut. Hipotermia, dreszcze, drgawki, zimno mimo koca elektrycznego i włączonego na full grzejnika. O 6 rano kapituluję i postanawiam zmienić mokre skarpetki. Ból jest nie do zniesienia i dyslokuję oba kciuki - rezygnuję.

Im bliżej rana, tym większa hipotonia - brak snu zawsze ją nasila. Tak samo jak powoduje narko-napady. Nie jestem w stanie wyjść z domu, a nawet gdybym była, byłoby to bardziej niebezpieczne niż zwykle. Odwołuję fizjoterapię, której potrzebuję rozpaczliwie.

O 12:30 nadal jestem mokra i przemarznięta, ale dłużej nie mogę czekać - idę na spacer z psem. Chcecie spróbować? Wyjdźcie z wanny, nie wycierajcie się, załóżcie na siebie mokre ciuchy prosto z pralki. Podczas ubierania zdyslokujcie kilka stawów (najgorzej ze stanikiem i skarpetkami). Idźcie na spacer. A potem noście te ciuchy przez cały dzień, bo przebieranie się co 5-10 minut naprawdę nie ma sensu. Tak, to właśnie tak.

***
Przyszło mi kiedyś na myśl, żeby wziąć udział w akcji "Tydzień z życia". Będzie ciężko, nie wiem, czy uda mi się pisać codziennie, ale najwyżej będę pisać mniej szczegółowo.

Ostatnio przechodzę sama siebie w przygotowywaniu potraw z niczego, czyli z tego, co aktualnie mam w domu. Wiadomo, że potrawy resztkowe są najlepsze, a jednocześnie najprostsze. Najprostsze nie znaczy, że i dla mnie. Mnie zrobienie 2 łatwych i szybkich potraw zajęło kilka godzin, teraz jest 19:30, a ja dopiero jadłam. Ale odkryłam 2 nowe potrawy, które warto włączyć do diety.


Pierwsza z nich to falafele wg przepisu z Puszki. Pietruszkę miałam tylko suszoną. Kolendry nie miałam wcale - dałam za to zmieloną papryczkę i ciut kolorowego pieprzu. Mąkę pszenną zastąpiłam bezglutenową mieszanką Schar i odrobiną mąki konopnej. Tak naprawdę przyprawy to całe clue kuchni, jeśli się je ma w domu, można zrobić coś pysznego z niczego. Suchą cieciorkę namoczyłam we wrzątku na 2 godziny. Pobiła blender, więc w kuleczkach można znaleźć całe ziarenka cieciorki, następnym razem zrobię falafele z cieciorki puszkowej albo gotowanej. Blendowanie było strasznym przeżyciem, kosztuje wiele wysiłku i bólu. Wielokrotnie przerywałam i nie wiem, czy zrobię to jeszcze raz. Ale falafele wyszły pyszne i rzeczywiście nie chłoną w ogóle oleju! Znajoma pisała, że zrobiła kiedyś takie kuleczki z ziemniaków, orzechów włoskich i jajka - i były pyszne. To też zamierzam wypróbować.

Falafele są świetnym źródłem białka, można je zrobić także z fasoli adzuki. Kleją się same z siebie, nie trzeba dodawać jajka. Mogą zastąpić kotlety. Można je też jeść samodzielnie lub z jogurtem naturalnym, greckim czy sojowym, co kto może.



Z ciastem było łatwiej. Wykorzystałam ten przepis. Oczywiście mąkę pszenną zastąpiłam mieszanką Schar i mąką konopną, cukru dałam połowę, a mleko było ryżowe. Trudności nie było, składniki wrzuca się do maszyny wg kolejności podanej w przepisie i maszyna wykonuje mieszanie za nas. Z eksperymentu wyszło skrzyżowanie ciasta drożdżowego z chlebem w kolorze szaro-burym, o pięknym zapachu i jeszcze lepszym smaku. Dawno nie jadłam czegoś tak pysznego! Gdybym miała awokado, zrobiłabym masło - na pewno razem byłoby to coś wyjątkowego.

Mąka konopna to - jak cieciorka - źródło białka. Mój chleb jest źródłem białka - brzmi nieźle. ;)

To ciasto, inaczej niż chleby glutenowe, nie przylega do ścianek i mieszadeł, samo wychodzi z formy. Nie usunęłam mieszadeł wcześniej, ale na koniec zostały w maszynie.

Nie będzie lekko. Będzie bardziej bolało przez kolejne dni, ale nie będę musiała już gotować. Gdyby coś się nie udało, byłaby to duża strata cennych sił witalnych, których mi stale brakuje. Proste gotowanie zużyło je wszystkie.

Teraz jeszcze tylko 3-minutowy spacer z psem. Ostatni wysiłek i można zakończyć dzień. Na krojenie i mrożenie chleba nie mam już siły - jutro. Brak sił na cokolwiek, nawet na dokończenie maila do OPS-u.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.